F1: Marcin Budkowski i jego misja. Polak ma doprowadzić Renault do tytułu

Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Marcin Budkowski
Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Marcin Budkowski

Robert Kubica nie jest jedynym Polakiem w padoku F1. Na stanowisku dyrektora wykonawczego w Renault pracuje Marcin Budkowski i nie ma łatwego zadania. Polak miał przywrócić Francuzom dawny blask, a na razie nie widać efektów jego pracy.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy Renault ogłaszało światu transfer Marcina Budkowskiego, niemal cały padok Formuły 1 protestował. Polak zajmował bowiem wysokie stanowisko w FIA. Był szefem departamentu technicznego FIA i posiadał wiedzę na temat samochodów wszystkich zespołów.

Istniało ryzyko, że wraz z transferem do Renault wykorzysta wiedzę, jaką zyskał pracując na poprzednim stanowisku.

Czytaj także: W poszukiwaniu nowego szefa Formuły 1

- Szkoda, że FIA nie potrafi znaleźć rozwiązania, dzięki któremu będzie w stanie zatrzymać swoich kluczowych pracowników. Doskonale pamiętam sytuację z Marcinem. Był we wszystkich tunelach aerodynamicznych na dwa tygodnie przed odejściem z pracy - mówił wtedy "Motorsportowi" Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo.

ZOBACZ WIDEO Wyczekiwany debiut Leona coraz bliżej! "Jeśli trener tak zdecyduje, to zastąpię Bartosza Kurka na ataku"

Jedyne co udało się wywalczyć rywalom Renault, i to jeszcze po zwołaniu kilku narad ws. Budkowskiego i odbyciu negocjacji z francuskim zespołem, to kilkumiesięczne opóźnienie rozpoczęcia pracy Polaka. Zamiast w styczniu, Budkowski otrzymał dostęp do kluczowych dokumentów w kwietniu 2018 roku.

Ogromna presja na Budkowskim

Budkowski do pracy przychodził od stycznia i poznawał korporacyjną strukturę Renault. Szefowie firmy zatrudnili go bowiem na stanowisku dyrektora wykonawczego w jednym celu. Miał zrestrukturyzować fabrykę, zatrudnić nowych ludzi. Wyprowadzić na prostą zespół, który ostatni tytuł mistrzowski zdobył w roku 2006 z Fernando Alonso.

Polak nie brał udziału w pracach przy maszynie na sezon 2018, która dała Francuzom czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej F1. Budkowski większą uwagę poświęcał sezonowi 2019. To miał być początek odradzania się Renault.

Czytaj także: Claire Williams porównała Roberta Kubicę do swojego ojca

- Jeszcze nigdy wcześniej w zimie nie zanotowaliśmy takich wzrostów. Pod każdym względem, wydajności silnika, osiągów samego podwozia - chwalił się przed zimowymi testami w Barcelonie Cyril Abiteboul, szef Renault.

Zapowiedzi Renault namówiły nawet do wielkiego transferu Daniela Ricciardo. Australijczyk porzucił znacznie bardziej konkurencyjne środowisko Red Bull Racing na rzecz ekipy z Enstone. Skusiły go nie tylko wielkie pieniądze i kontrakt życia, ale wiara w umiejętności Budkowskiego, że za sprawą Polaka francuski zespół będzie w stanie walczyć o tytuł w roku 2021.

Brak spodziewanych wyników

Realia obecnego sezonu okazały się dla Renault brutalne. Zespół najpewniej nie powtórzy sukcesu sprzed roku i nie zajmie czwartego miejsca, w klasyfikacji konstruktorów przegonił go McLaren. Co ciekawe, Brytyjczycy korzystają z tych samych silników, więc po prostu wykonali lepszą pracę nad podwoziem.

- Teraz to McLaren jest dla nas punktem odniesienia, a nie my dla nich - powiedział ostatnio Ricciardo, który na początku sezonu miał problemy z dostosowaniem się do jazdy w Renault. W Red Bullu przywykł bowiem do innego zachowania samochodu m.in. na hamowaniach.

Renault na początku roku narzekało na zaległości w produkcji części. Gdy nadrobiło straty, zapowiadało znaczące zmiany w samochodzie przy okazji Grand Prix Francji, które rozgrywano pod koniec czerwca. Tyle że domowy wyścig oraz późniejszy w Austrii pokazały, że poprawki nie działają jak należy.

- Spodziewaliśmy, że dadzą nam więcej. Mieliśmy zyskać na stoperze, a tego nie widać. Być może to efekt braku korelacji danych z tunelem aerodynamicznym. Nie chcę od razu rzucać ostrymi słowami, najpierw muszę porozmawiać z ludźmi z zespołu - mówił Ricciardo po Grand Prix Austrii, a jego słowa cytował "Motorsport".

Budkowski prosi o więcej cierpliwości

Już teraz w padoku F1 pojawiają się pogłoski, że jeśli Renault nie zanotuje znaczącego wzrostu formy, to z posadą szefa zespołu może się pożegnać Abiteboul. Plan na sezon 2019 zakładał bowiem zmniejszenie strat do czołowej trójki spod znaku Mercedesa, Ferrari i Red Bulla. Tymczasem różnice są większe niż przed rokiem.

- Jestem tu od ponad roku. Dołączyłem do zespołu, który ciągle jest w fazie odbudowy. Gdy pojawiłem się w firmie, miałem do czynienia z ekipą, która była mocno niedoinwestowana przez poprzedniego właściciela. Wiele osób z tego powodu odeszło - bronił się na konferencji prasowej przed ostatnim Grand Prix Wielkiej Brytanii Budkowski.

Czytaj także: Romain Grosjean może nie dokończyć sezonu

Budkowski poświęcił zeszły rok na rekrutację nowych osób. Fabryki podwozi i silników w Enstone i Viry zyskały nowych pracowników. Pozwoliła na to decyzja szefostwa Renault, które zwiększyło budżet zespołu F1. Tyle że w tym sporcie nie można zrobić kilku kroków naraz. Wszystko wymaga czasu.

- To był zespół, który w pewnym momencie stanął w miejscu. Gdy Renault wróciło do F1, zainwestowało w infrastrukturę, narzędzia, ludzi. Teraz zwiększyliśmy liczebność personelu o 50 proc. Integracja tych osób wymaga czasu. Aby te wszystkie narzędzia zaczęły pracować właściwie, musimy jeszcze poczekać. Ciągle się odbudowujemy - dodawał Budkowski na konferencji.

Budkowski spokojny o przyszłość

Budkowski mimo młodego wieku, bo ma ledwie 42 lata, pracował już dla kilku zespołów F1. Zaczął od ekipy Prost, później było Ferrari i McLaren. Szybko zyskał dość dobrą opinię. Nawet jeśli wyniki Renault są teraz poniżej oczekiwań, to nikt w firmie nie myśli o zmianach i pozbywaniu się Polaka.

- Renault jest teraz o wiele lepszym miejscem niż było. Jednak wciąż mamy trochę pracy do wykonania. Odkąd się tu pojawiłem, skupiłem się na strukturze tej firmy. Musiałem umieścić właściwych ludzi na właściwych stanowiskach - wyjaśnił swoją misję Budkowski.

Plan nakreślony przez Renault był bardzo prosty. Rok 2019 miał być okazją do zbliżenia się do czołówki F1, w kolejnym sezonie zespół miał okazjonalnie walczyć o podia. W roku 2021, pełnym regulaminowych zmian, mieliśmy być świadkami walki o tytuł.

Dziś nikt nie mówi, że ten plan jest nieaktualny. Może jednak wymagać jeszcze większych inwestycji i cięższej pracy, ale Budkowski nie zamierza się poddawać. - Miałem sprawić, by zespół pracował lepiej, bardziej efektywniej, by był bardziej kreatywny. Pod tym względem jest coraz lepiej. Jednak przed nami wciąż sporo roboty - ocenił Budkowski.

Za słowami Budkowskiego muszą pójść też czyny szefostwa firmy. W tej chwili budżet Renault szacuje się na ok. 250 mln dolarów, Mercedesa i Ferrari - ok. 400 mln dolarów. Nadzieją dla Francuzów jest jednak limit finansowy, jaki wejdzie w życie od roku 2021. Od tego momentu zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 175 mln dolarów rocznie. Wtedy będzie można ocenić efekty pracy Budkowskiego.

Komentarze (1)
avatar
Aleksander Sowa
19.07.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
w p tylko niemcow chwali