Niedawno Glenn Beavis poinformował, że wniósł do sądu w Londynie pozew przeciwko Danielowi Ricciardo, w którym domaga się on odszkodowania w wysokości ponad 10 mln funtów. Ma to stanowić 20 proc. sumy obecnego kontraktu australijskiego kierowcy.
Kancelaria prawnicza broniąca Ricciardo wniosła pismo w tej sprawie do londyńskiego sądu, a do jego treści dotarł "Motorsport". Z niego dowiadujemy się, że Beavis zgłosił swoje żądania, co do wypłaty prowizji dopiero w momencie, gdy w grudniu 2018 roku Ricciardo poinformował go o chęci zakończenia współpracy.
Czytaj także: Czarne chmury nad Valtterim Bottasem
"Oszacowana przez Beavisa kwota 10 mln funtów jest wyraźnie sprzeczna z wieloma wysłanymi e-mailami w tej sprawie oraz kontraktem, który zawarto pomiędzy stronami w połowie 2015 roku" - czytamy w piśmie.
ZOBACZ WIDEO: Tour de Pologne 2019. Rafał Majka: Nie mam stuprocentowej formy, ale będę walczył
Dokument, w którym Ricciardo broni swoich racji, zawiera 16 stron. Kierowca Renault w 41 punktach zawarł swoje argumenty, które odrzucają twierdzenia jego byłego menedżera. Australijczyk zwraca uwagę na to, że 20 proc. prowizja miała dotyczyć umów sponsorskich, a nie tych dotyczących startów w F1. Co więcej, wynikała z porozumienia słownego i nigdy nie była formalnie spisana na papierze.
"Nigdy nie było mowy o tym, by prowizja w wysokości 20 proc. dotyczyła kontraktów na prowadzenie samochodu czy ściganie" - napisano w piśmie. W innym fragmencie wskazano, że Ricciardo z radością zapłaciłby byłemu menedżerowi 20 proc. z każdej załatwionej przez niego umowy sponsorskiej.
Za to Beavis twierdzi, że to on zainicjował rozmowy z Renault i doprowadził do głośnego transferu. Negocjacje z Cyrilem Abiteboulem, szefem francuskiej ekipy, miały ruszyć już w 2017 roku. Prawnicy Ricciardo odrzucają jednak tę tezę. W piśmie można przeczytać, że zmianę pracodawcy miał zasugerować kierowcy jego ojciec.
Czytaj także: Gasly zaczyna być problemem Red Bulla
W sierpniu 2018 roku, gdy Ricciardo był już po słowie z Renault, Beavis miał zażądać 15 proc. prowizji z kontraktu oraz 20 proc. z wszelkich umów sponsorskich. Tak wysokie wymagania menedżera doprowadziły do tego, że kierowca kilka miesięcy później wypowiedział mu umowę dotyczącą współpracy. Uzgodniono przy tym, że do momentu formalnego zakończenia kooperacji w mocy obowiązywać będzie porozumienie z 2015 roku.