F1: Claire Williams zapowiada ekscytującą przyszłość zespołu. Dogonienie czołówki kwestią czasu

Getty Images / Charles Coates / Na zdjęciu: Robert Kubica
Getty Images / Charles Coates / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Jestem bardzo podekscytowana przyszłością zespołu - twierdzi Claire Williams. Ekipa najgorsze ma już mieć za sobą, a kibice lada moment mają dostrzec efekty zmian wprowadzonych w fabryce. Nie wiadomo jednak czy skorzysta na nich Robert Kubica.

W tym artykule dowiesz się o:

O kryzysie formy Williamsa napisano już wiele. Jeden z najbardziej utytułowanych zespołów w stawce F1 drugi rok z rzędu okupuje ostatnie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Obiektywnie patrząc, nie ma argumentów, które wskazywałyby na to, aby w niedalekiej przyszłości sytuacja miała się zmienić.

Inaczej sytuację widzi Claire Williams, która od kilku lat jest odpowiedzialna za wyniki zespołu i to za jej kadencji spadł on na dno F1. - Może to nic nowego. To nie jest tajna wiedza, ale naprawdę wierzę, że Williams przekroczył punkt zwrotny - powiedziała szefowa stajni z Grove w eksluzywnym wywiadzie na portalu RaceFans.net.

Brak ciągłości

Trudno jednak wierzyć w słowa córki Franka Williamsa, skoro rządzony przez nią zespół pozostaje od kilku miesięcy bez dyrektora technicznego. Jako jedyny w stawce F1. Paddy Lowe w marcu udał się na urlop z przyczyn osobistych, a oficjalnie z firmą rozstał się pod koniec czerwca.

ZOBACZ WIDEO Championship: Grabara nie uchronił Huddersfield przed porażką. Dobry występ nie wystarczył [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Lowe był trzecim dyrektorem technicznym Williamsa w ostatnich latach. Wcześniej te stanowiska zajmowali Pat Symonds oraz Mike Coughlan. Pod tym względem ekipa z Grove jest najmniej stabilna w F1, a rola dyrektora technicznego bywa przecież ważniejsza od szefa zespołu. To on kreśli wizję, na bazie której budowany jest samochód. W Williamsie ostatnimi czasy pracownik na tym fotelu wytrzymuje przeciętnie 2,5 roku.

Czytaj także: Znieczulica względem Williamsa w F1

Każda zmiana dyrektora technicznego powoduje ogromne zamieszanie w fabryce, bo kolejni inżynierowie wcielają w życie swoje wizje i wyrzucają do kosza projekty poprzedników. Tak było zresztą z Lowem, który na rok 2018 opracował autorski projekt. Samochód, który miał być połączeniem najlepszych cech Ferrari i Mercedesa, okazał się klapą.

W tej chwili Williams funkcjonuje bez dyrektora technicznego. Szefem projektantów jest Doug McKiernan, specjalistą od podwozia Adam Carter, a za sprawy wyścigowe odpowiada Dave Robson. Każdy z nich podlega bezpośrednio Claire Williams, która ma niemal zerowe pojęcie na temat inżynierii F1. Może jedynie liczyć na wsparcie Patricka Heada. Współzałożyciel Williamsa pomaga ekipie od połowy roku jako konsultant.

- Ludzie nie widzą pracy, jaką wykonaliśmy w ostatnich miesiącach. To wszystko dzieje się za kulisami. Mogę zapewnić, że w Williamsie doszło do wielu zmian, z których jestem dumna. To ukształtuje naszą przyszłość. Jestem nią bardzo podekscytowana - oświadczyła Williams w rozmowie z RaceFans.net.

Nowa struktura Williamsa

Przeciętny kibic F1 zwraca uwagę jedynie na wyniki, a te w przypadku Williamsa nie wyglądają najlepiej. Zespół ma tylko jeden punkt, który Robert Kubica zdobył w Grand Prix Niemiec. W tle doszło jednak do poważnych zmian w fabryce, o których zespół nie chce mówić otwarcie.

- To wielomiesięczny proces zmian. Wiedzieliśmy, że szybko nie naprawimy naszej sytuacji. Problemy były tak głębokie, że nie dało się naprawić nałożeniem plastra. Musieliśmy dotrzeć do ich sedna, dopiero potem naprawić. Teraz czujemy, że to zrobiliśmy i idziemy w dobrym kierunku - zapewniła szefowa Williamsa.

Większość działów w Williamsie przeszła restrukturyzację. Williams osobiście rozmawiała z pracownikami w fabryce, nakreśliła im wizję przyszłości. Obyło się jednak bez zwolnień. - Pozostaliśmy stabilni, choć nasza struktura ruszyła naprzód. Nie sądzę, aby cięcia wśród ludzi były właściwym rozwiązaniem. Trzeba było dokonać zmiany, a następnie w nią uwierzyć. Mamy odpowiednich ludzi wykonujących odpowiednią pracę - zadeklarowała Williams.

Czytaj także: David Coulthard ocenił występy Kubicy w F1

Brytyjka nie wykluczyła jednak, że zespół wzmocni się posiłkami z zewnątrz. W padoku F1 huczy bowiem od tego, że na stanowisko dyrektora technicznego przymierzany jest Pat Fry. Brytyjczyk niedawno opuścił McLarena i obowiązuje go zakaz konkurencji. - Jest kilka obszarów, w których potrzebujemy wzmocnień. Być może też na najwyższym szczeblu - oceniła.

W tej chwili personel Williamsa liczy ok. 550 osób, do tego sprawami administracyjnymi i porządkowymi w firmie zajmuje się kolejnych 75. Siostrzana spółka inżynieryjna Williams Advanced Engineering zatrudnia przy tym 325 pracowników. Oznacza to, że przedsiębiorstwo zatrudnia niemal 1000 osób. Gdy zaczynało ono swoją działalność w roku 1977, było ich ledwie 17.

W oczekiwaniu na nowe przepisy

Obecny stan personelu Williamsa pozwala wierzyć, że firma nie będzie musiała ciąć etatów, gdy w roku 2021 wejdzie w życie limit finansowy. Zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 175 mln dolarów i nie jest tajemnicą, że w przypadku takich teamów jak Mercedes, Ferrari czy Red Bull Racing nie obędzie się bez zwolnień.

W roku 2021 zmienią się też przepisy techniczne. Niektóre części poddane zostaną standaryzacji, więc Williams nie będzie musiał ich produkować na własną rękę. - Jako niezależny konstruktor chcemy sami projektować te elementy, które mają wpływ na wydajność samochodu. Bo takie jest DNA zespołu i F1. Standaryzacja ma sens z finansowego punktu widzenia - powiedziała szefowa Williamsa.

- Rok 2021, ze względu na zapowiadane cięcia kosztów i sprawiedliwy podział premii finansowych, może być dla nas bardzo pozytywny. Zwłaszcza że wtedy wejdą w życie też nowe przepisy techniczne. Będziemy grać według nowych reguł - dodała.

Czytaj także: Claire Williams ma wolną rękę w działaniu 

Zespół musi jednak wpierw dobrnąć do sezonu 2021. Ważne dla niego jest posiadanie sponsora tytularnego w postaci firmy ROKiT. Umowę początkowo podpisano na trzy lata, ale przed kilkoma tygodniami przedłużono o dwa kolejne. Na pokładzie Williamsa jest też PKN Orlen, który pozostanie z zespołem na rok 2020, jeśli Robert Kubica przedłuży kontrakt.

Nawet jeśli Kubica straci miejsce w Williamsie, to najpewniej zastąpi go Nicholas Latifi. Będzie to z korzyścią dla finansów ekipy, bo wspierająca Kanadyjczyka firma Sofina oferuje Brytyjczykom aż 30 mln euro za postawienie na 24-latka. Trzy razy więcej niż przed tym sezonem wpłacił do budżetu Orlen. Dlatego o finanse teamu z Grove można być spokojnym.

Czy Williams powinien przynosić zyski?

Mimo słabych wyników w F1, firma w zeszłym roku wypracowała kilka milionów funtów zysku. Williams jest bowiem notowany na giełdzie i jego wyniki finansowe są niezwykle ważne dla udziałowców. Wystarczającym zmartwieniem dla nich jest to, że systematycznie spada cena akcji. Jedna warta jest 13,50 euro. Rok temu było to 17 euro. Gdyby zespół przynosił straty, spadki byłyby jeszcze większe.

Wypracowanie przez Williams zysku w roku 2018 wywołało jednak sporo kontrowersji. Czy zespół nie powinien był przeznaczyć wolnych środków na dalszy rozwój, zatrudnić nowych pracowników? - W raportach, jakie przedstawiamy, nie musimy mówić na co przeznaczany jest zysk - broniła się Williams.

Tymczasem to właśnie jej zespół jako jedyny w stawce wykorzystuje przestarzałe, aluminiowe skrzynie biegów. Upadł bowiem pomysł, aby kupować gotowe zespoły w Mercedesie, bo byłoby to sprzeczne z DNA Williamsa. Brytyjczycy mogli zatem zainwestować zysk z 2018 roku we wzmocnienie działu odpowiedzialnego za przekładnie. Nie zrobili tego.

- Staramy się myśleć o przyszłości. Kiedy masz budżet na naszym poziomie, wydatki inwestycyjne są trudne do ogarnięcia. Bo zawsze są jakieś sprawy pilniejsze. Jednak przed rokiem 2013 faktycznie nie inwestowano w sposób wystarczający - oceniła Williams.

Przyszłość z Russellem, ale czy z Kubicą?

Williams po przerwie wakacyjnej w F1 chce konsekwentnie zmniejszać straty do rywali, potwierdzając słowa szefowej o przekroczeniu punktu zwrotnego. Brytyjkę czeka też decyzja, co do składu na sezon 2020. Pewnym pozostania w zespole jest 21-letni George Russell, który związał się z firmą trzyletnim kontraktem i tylko oferta startów w Mercedesie może go wyrwać z Grove.

Spory znak zapytania znajduje się za to przy nazwisku Kubicy. Wprawdzie 34-latek zdobył dla zespołu upragniony punkt w Grand Prix Niemiec, ale w skali całego sezonu jego tempo jest przeciętne, by nie napisać, że słabe. Za sprawą oferty sponsorskiej wysoko w zespole stoją akcje Latifiego.

Czytaj także: Kubica oczekuje większej regularności od Williamsa

Zakontraktowanie Kanadyjczyka wiąże się jednak z ryzykiem, bo już w sezonie 2018 zespół przekonał się do czego prowadzi stawianie na finanse, gdy zakontraktował Siergieja Sirotkina. Rosjanin wypadł po roku F1 i nic nie wskazuje na to, by miał wracać do stawki.

- Rodzina Williams nigdy nie czerpała zysków z posiadania zespołu F1. Każdy zarobiony funt wracał z powrotem do budżetu Williamsa. Naszą misją jest posuwanie się naprzód, tak aby wzmocnić te działy w firmie, które tego wymagają - zapewniła szefowa zespołu.

To właśnie Brytyjka będzie musiała sobie wkrótce zadać bardzo ważne pytanie. Czy lepiej inwestować 30 mln euro od Latifiego, czy 10 mln od PKN Orlen? Bo taką kwotę zawarto w kontrakcie podpisanym z płocką firmą przed rokiem.

Źródło artykułu: