Honda wprowadziła już w tym roku dwie znaczące poprawki. Silniki o specyfikacji 3.0 zadebiutowały podczas Grand Prix Francji i mają na swoim koncie już pięć wyścigów F1. Po wakacyjnej przerwie kierowcy udadzą się na tory w Belgii oraz Włoszech. Później Formuła 1 przeniesie się do Singapuru, gdzie Red Bull Racing ma realne szanse na końcowy sukces ze względu na charakterystykę ulicznego obiektu.
Logicznym wydaje się więc wprowadzenie nowych jednostek napędowych na któryś z najbliższych weekendów w Europie. Szef techniczny Hondy, Toyoharu Tanabe twierdzi jednak, że decyzja nie jest tak oczywista.
- Rozmawiamy cały czas z przedstawicielami obu naszych zespołów. Do tej pory nie wyznaczyliśmy żadnego terminu - powiedział Japończyk w rozmowie z "Motorsportem".
ZOBACZ WIDEO Szalony mecz w Leverkusen! 5 goli i zwycięstwo gospodarzy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Czytaj także: kryzys kariery Pierre'a Gasly'ego. Musi odbudować zrujnowaną psychikę
- Wszystko zależy od aktualnej sytuacji. To niezwykle skomplikowane. Mamy długoterminowy i krótkoterminowy plan. Po każdym wyścigu sprawdzamy stan jednostek napędowych. Nie wiemy dokładnie, ile są w stanie znieść - wyjaśnił Tanabe.
Gdyby Max Verstappen otrzymał karę przesunięcia na polach startowych na torze Spa lub Monza, nie otrzymałby świeżego silnika na domowy wyścig Hondy w Japonii. Teoretycznie jednostki napędowe powinny wytrzymać około sześciu rund. Idąc tym tokiem myślenia, rywalizacja na torze Suzuka powinna się zakończyć dla Red Bulla szczęśliwie. Taka decyzja jest jednak obarczona sporym ryzykiem.
Czytaj także: McLaren nie chce gonić czołówki. Priorytetem sezon 2020
Wyścig w Japonii byłby bowiem piątym weekendem po wakacyjnej przerwie. Silniki w samochodach "czerwonych byków" byłyby już dosyć wysłużone. Produkty japońskiego producenta są póki co niezawodne, jednak władze Red Bulla i Hondy z pewnością nie chciałyby dźwigać na swych barkach porażki w rywalizacji na domowym torze.
Red Bull musi też mieć na względzie minimalizację strat. W tej chwili zespół ma spore szanse na zajęcie drugiego miejsca w klasyfikacji konstruktorów F1, bo do drugiego Ferrari traci tylko 44 punkty. Dlatego "czerwone byki" muszą zdobywać jak najwięcej punktów w kolejnych rundach F1.