Już na starcie wyścigu o Grand Prix Rosji Kimi Raikkonen pozbawił się szans na punkty. Fin poruszył się na polu startowym i choć po chwili zatrzymał swój samochód, to sędziowie potraktowali to jako falstart. Karny przejazd przez aleję serwisową sprawił, że już na początku rywalizacji 39-latek spadł na koniec stawki F1.
- To moja wina. Wprawdzie pojawienie się samochodu bezpieczeństwa nam pomogło i dzięki temu wróciliśmy do stawki, ale mimo wszystko nie mieliśmy dobrej prędkości. Trzymaliśmy się Toro Rosso i jedyne co byłem w stanie, to wyprzedzić Gasly'ego, który w pewnym momencie popełnił błąd - przyznał Raikkonen w "Motorsporcie".
Czytaj także: Leclerc nie stracił zaufania do Vettela
Kierowca Alfy Romeo stwierdził, że falstart z Soczi przykrył coś znacznie ważniejszego. Od Grand Prix Belgii, jakie rozegrano pod koniec sierpnia, jego zespół zanotował ogromny regres formy.
ZOBACZ WIDEO: Seria A. Absurdalny gol zdecydował o remisie! Dawidowicz i Stępiński w podstawowym składzie! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Musimy zrozumieć nasze problemy, bo ostanie cztery wyścigi były koszmarem. Trzeba naprawić pewne kwestie. Po raz ostatni naprawdę walczyliśmy w Belgii. Od tego momentu zostaliśmy z tyłu - dodał.
Raikkonen po raz ostatni punkty w F1 zdobył w Grand Prix Węgier, które odbyło się na początku sierpnia, a więc jeszcze przed przerwą wakacyjną. To sprawia, że Alfa Romeo zajmuje dopiero ósme miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1. Przed sezonem celem ekipy z Hinwil było zajęcie czwartego miejsca w stawce.
Czytaj także: Vettel złamał ustalenia Ferrari w Rosji
Na pocieszenie Finowi pozostaje fakt, że po Grand Prix Rosji awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów, jeśli chodzi o liczbę występów w F1. Biorąc pod uwagę, że jego kontrakt z Alfą Romeo obowiązuje też w sezonie 2020, to w przyszłym roku prześcignie on w tym zestawieniu Fernando Alonso i Rubensa Barrichello.