Sprawa miała swój początek w lipcu, kiedy to Glenn Beavis poinformował o skierowaniu pozwu do sądu, w którym domagał się wielomilionowego odszkodowania za pomoc w transferze Daniela Ricciardo z Red Bull Racing do Renault. Były menedżer kierowcy F1 zdradził, że nowy kontrakt Ricciardo opiewa na kwotę 60 mln dolarów, a on sam chciał 20 proc. tej kwoty.
Beavis podnosił argument, że to on zainicjował rozmowy z Renault i doprowadził do transferu, za co należy mu się prowizja. Ricciardo obstawał przy swoim i twierdził, że pomysł zmiany zespołu w F1 wyszedł od niego, a do podpisania kontraktu z Francuzami doszło już w momencie, gdy Beavis nie zajmował się jego interesami.
Czytaj także: Claire Williams podjęła decyzję ws. Roberta Kubicy
Ricciardo najwyraźniej chciał uniknąć procesu sądowego, bo obie strony poinformowały o osiągnięciu porozumienia. Nie wiadomo jednak, jaką kwotę zapłacił Australijczyk za polubowne zakończenie sporu ze swoim byłym menedżerem.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Tomasz Kaczor pracował na fermie indyków. Dziś jest wicemistrzem świata
"Daniel Ricciardo i Glenn Beavis z przyjemnością potwierdzają, że osiągnęli polubowne porozumienie ws. kwot należnych Glennowi, a tym samym zakończyli postępowanie przed sądem w Londynie. Daniel i Glenn życzą sobie powodzenia w przyszłości" - napisano w oświadczeniu.
Tymczasem padok F1 żyje plotką, jakoby Australijczyk już myślał o opuszczeniu stajni z Enstone po sezonie 2020, gdy wygaśnie jego kontrakt. Sam kierowca postanowił odnieść się do tych spekulacji w "Auto Motor und Sport".
Czytaj także: Wygrana w Japonii rozochociła Bottasa
- Pochodzę z Red Bulla, gdzie każdy promieniuje pewnością siebie. W Renault było zupełnie inaczej, bo zespół nie wygrał niczego w F1 od wielu lat. Musiałem im pomóc uwierzyć we własne umiejętności, bo momentami ludzie w zespole bali się wyrażać własne zdanie. Jeśli moja misja zakończy się tutaj powodzeniem, to pewnego dnia Renault zdobędzie tytuł mistrzowski w F1 - powiedział Ricciardo.