F1: Mika Hakkinen grzmi na Ferrari. Włosi mogli doprowadzić do tragedii na torze

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Lewisem Hamiltonem
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Lewisem Hamiltonem

Charles Leclerc w Grand Prix Japonii pozostał na torze, mimo wyraźnie uszkodzonego przedniego skrzydła w swoim samochodzie. Oburzony zachowaniem Ferrari jest Mika Hakkinen, który przypomniał tragedię Rolanda Ratzenbergera.

Roland Ratzenberger zginął podczas wyścigu F1 o Grand Prix San Marino w roku 1994. Podczas kwalifikacji w samochodzie Austriaka doszło do uszkodzenia przedniego skrzydła. Pozostał on jednak na torze, a element odpadł i dostał się pod koła. Ratzenberger nie był w stanie skręcić na dojeździe do zakrętu i z pełną prędkością uderzył w bandę.

Zdaniem Miki Hakkinena, do podobnego incydentu mogło dojść w Grand Prix Japonii. Charles Leclerc po kontakcie z Maxem Verstappenem pozostał bowiem na torze, mimo wyraźnie uszkodzonego przedniego skrzydła.

Czytaj także: Rosjanie już nam nie zazdroszczą Kubicy

- Moim zdaniem, Ferrari powinno natychmiast wezwać Leclerca do alei serwisowej. Jazda ze złamanym przednim skrzydłem i ciągnięcie go po asfalcie nie mają sensu. Tracisz wydajność, niszczysz opony, stajesz się zagrożeniem dla siebie i innych - stwierdził Hakkinen, cytowany przez planetf1.com.

- Przy takich olbrzymich prędkościach bardzo ważne jest, aby przednie skrzydło było w jednym kawałku. Nie możemy zapominać, że to właśnie taka usterka była przyczyną śmierci Rolanda Ratzenbergera w roku 1994 - dodał były mistrz świata F1.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Niezwykły wyczyn wioślarki. Joanna Dorociak najlepsza w maratonie

Elementy uszkodzonego przedniego skrzydła w końcu odpadły i pofrunęły w kierunku jadącego z tyłu Lewisa Hamiltona. Uszkodziły też podłogę w samochodzie Lando Norrisa. Na jeden z kawałków najechał też Robert Kubica (czytaj więcej o tym TUTAJ).

- Mieliśmy szczęście, że ten element pofrunął w kierunku Hamiltona i nic mu nie zrobił. Mogło się to skończyć dużo gorzej. To po raz kolejny pokazało, dlaczego system Halo w F1 jest tak ważny. Nie winię Leclerca za to, że chciał pozostać na torze. Nie czuł, by samochód stracił na osiągach, ale on nie widział z poziomu kokpitu, jak wisi mu przednie skrzydło. Ferrari powinno zareagować, bo oni to widzieli. Nie dziwię się zatem, że zespół dostał karę.

Czytaj także: Kubica ma plan. Chce walczyć o miejsce w Haasie w roku 2021

Leclerc za spowodowanie kolizji na pierwszym okrążeniu otrzymał 5 sekund kary, a kolejnych 10 dopisano mu za niezjechanie do alei serwisowej. W ten sposób Monakijczyk stracił szóste miejsce wywalczone w GP Japonii. Za to Ferrari otrzymało mandat w wysokości 25 tys. euro.

Komentarze (0)