Zacznijmy jednak od kwalifikacji. Czasówka w Austin jeśli nie była sensacyjna, to co najmniej bardzo ciekawa. Szczególnie Q3. Wyglądało na to, że tor z jakichś względów (na przykład warunki atmosferyczne, choćby wiatr) "zwolnił", co było mocno nietypowe. Zazwyczaj bowiem w miarę coraz większej ilości okrążeń tor "przyspiesza" - jest coraz bardziej czysty, bardziej nagumowany od opon, a przez to generujący większą przyczepność.
W ostatniej fazie kwalifikacji w Teksasie było odwrotnie. Mało kto ze ścisłej czołówki był w stanie poprawić własny wynik z pierwszego przejazdu w Q3. Poprawił m.in Max Verstappen, ale nie zaowocowało to zmianą miejsca. Valtteri Bottas przyzwyczaił nas od czasu do czasu do genialnych osiągnięć takich jak właśnie w sobotę w USA.
Czytaj także: Lewis Hamilton nie myśli o rekordzie Michaela Schumachera
Problemem u Valtteriego jest raczej żelazna regularność, ale jak ma "swój" dzień, to potrafi być lepszy od każdego w padoku w F1. Czy może to raczej wyjątkowa chęć utrzymania choćby matematycznych szans na tytuł napędzała w Teksasie dodatkowo Fina? Przecież żeby utrzymać się w grze musiał w USA wygrać. Każde inne miejsce oznaczało tytuł dla Lewisa Hamiltona. Bardzo dobrą formę w kwalifikacjach zaprezentował również Sebastian Vettel.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Nawiasem mówiąc Circuit of the Americas sam w sobie jest ewenementem. Nowoczesny tor, zbudowany według najnowszych standardów, a jednak kierowcy bardzo mocno narzekają na jakość nawierzchni. Krytyka jest tak poważna, że niektórzy twierdzą, iż nawet uliczne obiekty takie jak Singapur są bardziej gładkie. Przy maksymalnym docisku aerodynamicznym, np. pod koniec prostej oznacza to wręcz poważny, fizyczny ból dla kierowców.
Niezwykle małe różnice czasowe w ścisłej czołówce zapowiadały wyjątkowo zaciętą walkę w niedzielę. Pierwsze cztery miejsca startowe zamykały się w 0,1 sekundy. Przy tak wyrównanej czołówce niemal 0,3 sekundy przewagi Bottasa nad Hamiltonem to przepaść. Czyżby Brytyjczyk powoli tracił koncentrację? Cała pierwsza piątka z kolei zdecydowała się na start na średniej mieszance opon, co sugerowało porównywalną taktykę, a więc jeszcze bardziej zacieśniało rywalizację.
Duży znak zapytania wiązał się ze strategią jaką przyjmie Hamilton. Piąte pole startowe nie było nadmiernie obiecujące, ale Pirelli deklarowało aż cztery potencjalne strategie, które miałyby być do siebie bardzo zbliżone pod względem konkurencyjności. Najbardziej prawdopodobny wydawał się następujący scenariusz - jeden kierowca ze ścisłej czołówki nie wytrzymuje i zjeżdża na pit-stop wcześnie, co pociąga za sobą przyspieszoną wymianę u dwóch, trzech konkurentów.
Na placu boju zostaje Hamilton, który spokojnie, acz konsekwentnie wypracowuje przewagę oponową mając wolny tor, a w końcówce wyścigu zdecydowanie najświeższe ogumienie. Problem z zastosowaniem takiej strategii paradoksalnie sprowadzał się do pierwszego okrążenia, które w wykonaniu Lewisa było bardzo dobre. Miał trochę szczęścia, ponieważ ofiarą wspomnianej nawierzchni padł Vettel, od startu mający wyraźne problemy z zawieszeniem.
W podejściu duetu Mercedes - Hamilton wyczuwało się luz. Przewaga punktowa Lewisa jest tak duża, a jego pozycja na torze w pierwszej części wyścigu zaskakująco wysoka, że team był skłonny do lekkich eksperymentów. Zdecydowano się zatem na zachowanie pierwotnej strategii. 34-latek czuł się na tyle pewnie, że nawet zignorował polecenie zjazdu do boksów.
Jak to często bywa w przypadku Hamiltona, kluczowym elementem taktyki jest właśnie sam Lewis, który potrafi swoją jazdą podkreślić jej najlepsze strony. Nie inaczej było i tym razem. To Hamilton najmniej tracił na dublowaniu, a moment drugiego pit-stopu Bottasa tylko zwiększył różnicę między kierowcami Mercedesa ze względu na ruch na torze.
Wygrał Bottas, taktyka Hamiltona była ryzykowna, ryzyko ze strony Verstappena duże, ale i tak dzięki Lewisowi wykorzystano obraną strategię do maksimum. Historyczny, szósty tytuł kierowców dla Hamiltona zdobyty właśnie na Grand Prix USA. I to zdobyty w jakim stylu. To nie był dla Lewisa ani dla Mercedesa wyścig na dojechanie, aby tylko wytrzymać do mety, dowieźć pozycję i cieszyć się zdobytym tytułem.
Czytaj także: W McLarenie nie ma miejsca dla Fernando Alonso
Szósty tytuł Hamilton wywalczył aktywnie bijąc się o wygraną i wspólnie ze strategami Mercedesa mając przy tym mnóstwo frajdy. To jest chyba ten najbardziej charakterystyczny, ponadczasowy element podejścia Hamiltona, a jednocześnie tajemnica jego sukcesu. Pomimo tylu lat w F1, pomimo takich dokonań cały czas to jest przede wszystkim przyjemność, a dopiero później obowiązek.
Jarosław Wierczuk
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.