To właśnie Helmut Marko miał donieść dziennikarzom o wykryciu nieprawidłowości w samochodzie Charlesa Leclerca przed GP Abu Zabi. Kontrola paliwa wykazała bowiem rażącą różnicę w porównaniu do danych podanych przez włoski zespół. Monakijczykowi groziła dyskwalifikacja z wyścigu, ale ostatecznie skończyło się na 50 tys. euro kary dla zespołu (czytaj więcej o tym TUTAJ).
- Zrobiłem to, aby pewne sprawy nie zostały zamiecione pod dywan. Przepisy są jednak jasne. Taka kara za to przewinienie to żart - powiedział Marko w "Auto Bildzie".
Czytaj także: Robert Kubica o szczegółach testów w Jerez
To właśnie Red Bull Racing odegrał kluczową rolę w działaniach FIA przeciwko Ferrari. "Czerwone byki" od kilku miesięcy powtarzały, że Włosi łamią przepisy techniczne dotyczące budowy silnika. W końcówce sezonu na życzenie Red Bulla doszło do opublikowania kilku dyrektyw technicznych, które uderzyły w Ferrari i moc włoskiej jednostki napędowej.
- Chodzi o bycie uczciwym, przestrzeganie zasad i traktowanie wszystkich zespołów jednakowo. Silnik Ferrari został sprawdzony w kilku miejscach, bo wykorzystują szarą strefę w przepisach. Nie zrobiono jednak nic, by ten regulamin naprawić - dodał Marko.
Czytaj także: Dobra wiadomość dla fanów Kubicy. Kalendarz DTM na rok 2020
Doradca Red Bulla ds. motorsportu zapowiedział, że jego firma będzie kontynuować tego typu działania w roku 2020 i będzie składać kolejne protesty wymierzone we Włochów. - Jeśli będziemy podejrzewać jakieś nieprawidłowości, to na pewno będziemy działać. Ferrari wówczas będzie musiało wyłożyć wszystkie karty na stół. FIA sobie z tym poradzi - podsumował.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"