Jeszcze przed startem GP Abu Zabi pojawiła się informacja, że kontrola poziomu paliwa w samochodzie Charlesa Leclerca wykazała nieprawidłowości. Monakijczyk rozpoczął wyścig, ale wisiało nad nim widmo kary i dyskwalifikacji (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Zgodnie z regulaminem F1, zespoły muszą podać, ile paliwa znajdowało się w samochodzie w momencie wyjazdu na pola startowe, podczas okrążenia formującego, startu i podczas powrotu do alei serwisowej po zakończeniu rywalizacji.
Czytaj także: Giovinazzi wjechał w Kubicę i uniknął kary
Raport sędziego wykazał, że w przypadku samochodu Leclerca różnica między podanymi danymi a stanem faktycznym wynosiła aż 4,88 kg.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Ferrari zostało za to ukarane grzywną w wysokości 50 tys. euro, ale Leclerc zachował miejsce na podium, po tym jak ukończył GP Abu Zabi na trzeciej pozycji.
Czytaj także: George Russell przeszedł do historii
- Nie sądzę, aby było wiele do wyjaśniania. Między pomiarami wystąpiła pewna rozbieżność. Uważam, że nasze są prawidłowe. Trzeba zatem ocenić który z nich jest niewłaściwy. Będziemy zadowoleni, jeśli uda się to ustalić, bo zyskamy wiedzę na przyszłość - mówił "Motorsportowi" Mattia Binotto jeszcze przed ogłoszeniem decyzji sędziów.