Na krótko przed Bożym Narodzeniem Felipe Massa postanowił w dość ostrych słowach wypowiedzieć się o tym, co myśli o Robercie Kubicy i Williamsie. Wymienianie Polaka wśród najlepszych kierowców F1 nazwał "absurdem". Do tego dostało mu się za to, że zapłacił za starty w zespole w roku 2019 (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Massa już wcześniej udowadniał, że z Kubicą mu nie po drodze. Cała końcówka 2017 roku, gdy walczył jak lew o pozostanie w Williamsie i F1, przebiegała pod hasłem dyskredytacji Polaka. Brazylijczyk był w gronie kierowców, którzy twierdzili, że Kubica nie poradzi sobie z jazdą w F1 z powodu obrażeń ręki.
Czytaj także: Robert Kubica o przepłakanych nocach i posiadaniu dzieci
- Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie robić tego samego, czyli prowadzić jedną ręką. Nie wierzę, że nie będzie miał problemów w niektórych wyścigach - mówił Massa w roku 2017 (czytaj więcej o tym TUTAJ). Jak widać, nie miał racji, bo Kubica świetnie sobie poradził z jazdą w ciasnych zakrętach, w gąszczu samochodów.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: 33 lata, a ciało nastoletniej modelki. Pochodzi z Polski
Losy Brazylijczyka i Polaka łączyły się ze sobą wyjątkowo często w F1. To właśnie Kubica miał zająć jego miejsce w Ferrari po sezonie 2011. Włoski zespół nie był bowiem zadowolony z kierowcy, który nie był w stanie dotrzymać kroku Fernando Alonso. Jak wiemy, fatalny wypadek rajdowy krakowianina wszystko zmienił. Massa dostał od losu dwa kolejne lata w Ferrari, których nie wykorzystał.
Massy miało nie być w F1 już w roku 2017. Na pola startowe wrócił tylko dlatego, że Nico Rosberg zakończył karierę, a Valtteri Bottas przeszedł z Williamsa do Mercedesa, by zastąpić Niemca. Brytyjczycy szybko musieli zająć wolne miejsce. Byli zdesperowani, więc Massa wydawał się najlepszym wyjściem. I dwanaście miesięcy później kierowca z kraju kawy został na dobre wysłany poza świat F1. Przyczynił się do tego m.in. Kubica.
Massa notował coraz gorsze wyniki w F1. Nie miał zbyt dużego wkładu w rozwój samochodu, bo pod tym względem nigdy nie był prymusem. Do tego brazylijski Petrobras zakończył sponsoring Williamsa. Tymczasem na horyzoncie pojawił się Kubica z kilkoma milionami euro od Grupy Lotos. Brytyjczycy uznali wtedy, że warto zaryzykować, niż tkwić na mieliźnie. Ostatecznie zaryzykowali jeszcze mocniej, bo nie zakontraktowali Polaka, a Siergieja Sirotkina. Ciąg dalszy historii znamy.
Z perspektywy czasu śmiesznie czyta się oskarżenia Massy względem Roberta Kubicy czy nawet Lance'a Strolla. Jeszcze w roku 2017 Brazylijczyk wychwalał Kanadyjczyka pod niebiosa, bo liczył, że stawiennictwo Lawrence'a Strolla pozwoli mu zachować fotel w Williamsie.
Kibicom w pamięci utkwiła jedna z odpraw przed wyścigiem, gdy odezwał się na spotkaniu z sędziami i zaatakował Sergio Pereza, oskarżając go o zbyt ostrą jazdę względem Strolla we wcześniejszych zawodach. Teraz Massa stawia Kubicę i Strolla na równi, nazywając ich pay-driverami. Podczas gdy sam przynosił pieniądze Petrobrasa do ekipy z Grove.
Ktoś może stwierdzić, że przecież Massa powiedział prawdę, że Kubica dostał się do Williamsa tylko z powodu pieniędzy. I tak, i nie. Gdyby nie feralny wypadek, to najpewniej Polak nigdy nie znalazłby się na celowniku tak słabego zespołu i nie musiałby płacić za starty. Byłby znacznie wyżej i być może osiągnąłby to, czego nie udało się Massie. W końcu Brazylijczyk ani razu nie został mistrzem świata F1.
Czytaj także: Robert Kubica żyłą złota dla BMW
Tymczasem Massa, który ciągle pozostaje aktywnym kierowcą i ściga się w Formule E, jest brutalnie weryfikowany. W sezonie 2018/2019 zajął w elektrycznej serii 15. miejsce. Po dwóch rundach nowej kampanii FE jest 19. w klasyfikacji generalnej. Bez punktów na koncie. Można by napisać, że "kiedyś był utalentowanym kierowcą, jednak już nim nie jest".