Już na początku lutego, podczas prezentacji nowego samochodu Ferrari, Mattia Binotto zapowiadał, że Sebastian Vettel będzie zdecydowanym liderem zespołu i kandydatem włoskiej ekipy do tytułu mistrzowskiego w roku 2019. Słowa szybko obróciły się przeciwko szefowi ekipy z Maranello, bo okazało się, że lepszym tempem dysponuje Charles Leclerc.
- Uwierzcie mi, że na początku roku mieliśmy kilka trudnych spotkań, w trakcie których musieliśmy odpowiednio zarządzać sytuacją - przyznał Binotto na spotkaniu świątecznym Ferrari, a jego słowa cytuje grandpx.news.
Czytaj także: Leclerc podpisał nowy kontrakt z Ferrari
Szef Ferrari zdradził jednak, że już pod koniec sezonu zespół był w stanie poradzić sobie z zażartą walką Leclerca z Vettelem. - Zaczęliśmy czuć się komfortowo pod tym względem. To oznacza, że jako zespół przyzwyczailiśmy się do pewnych rzeczy. Z pewnością nie było to łatwe i każdy mógł wypaść lepiej. Myślę jednak, że to jest sposób na optymalizację wyników - dodał Binotto.
ZOBACZ WIDEO: Christo Stoiczkow o Robercie Lewandowskim. "Jest jednym z dwóch najlepszych napastników na świecie"
Słowa Włocha przeczą jednak temu, co widzieliśmy na torze w końcówce sezonu. Chociażby w GP Brazylii doszło do zderzenia Vettela z Leclercem. Niemiec zahaczył o Monakijczyka krótko po tym, jak został przez niego wyprzedzony. W efekcie obaj nie ukończyli wyścigu i stracili sporo punktów.
Czytaj także: Grosjean nie chce stracić miejsca w Haasie
- Takie błędy muszą się przytrafić od czasu do czasu. Prawdopodobnie. Jestem pewien, że to też jest element procesu rozwoju. Rok 2020 obaj kierowcy zaczną na równym poziomie. Nie będzie numeru jeden - podsumował Binotto.
Dla Leclerca to kolejna dobra wiadomość w ostatnich dniach. W poniedziałek Ferrari wysłało jasny sygnał i poinformowało, że podpisało z monakijskim kierowcą nowy kontrakt, który będzie obowiązywać aż do końca 2024 roku. Biorąc pod uwagę, że umowa Vettela wygasa po przyszłym sezonie, Włosi jasno wskazali na kim zamierzają się skupiać.