Łukasz Kuczera z Barcelony
Koronawirus zbiera śmiertelne żniwo. Na całym świecie zaraziło się nim już ponad 75 tys. osób. Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła już 2 tys. Chińczycy nie radzą sobie z epidemią, co przekłada się nie tylko na życie codzienne, ale również na sport. Odwołano m.in. wyścigi Formuły E i Formuły 1 w tym kraju.
Mimo odwołania Grand Prix Chin, śmiertelny wirus nadal wpływa na życie F1. Jego skutki można nawet dostrzec w Barcelonie podczas zimowych testów, gdzie o koronawirusie mówi się bardzo często. Choćby ze względu na organizację Grand Prix Wietnamu, choć w tym rejonie również odnotowuje się sporą liczbę zarażeń.
Chińczyk niemile widziany w McLarenie
Przy okazji zimowych testów F1 doszło do zgrzytu w McLarenie. Brytyjczycy nie wpuścili do swojego motorhome'u, gdzie po każdej sesji testowej odbywają się briefingi kierowców, dziennikarza z Chin. Zespół z Woking miał bowiem obawy, że Franky Mao może być zarażony koronawirusem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: w Azji grali mecz na wodzie. Było jak w meczu Polska - Niemcy na MŚ 1974
McLaren jeszcze przed testami F1 w Barcelonie wysłał wiadomość do wszystkich dziennikarzy, że jeśli na 14 dni przed rozpoczęciem zimowych jazd odwiedzali oni Chiny, to nie zostaną wpuszczeni do pomieszczeń ekipy.
Mao znalazł się w trudnym położeniu. W tej chwili nie może wrócić do ojczyzny, bo w przypadku jakiegokolwiek pobytu w Państwie Środka nie otrzymałby zgody na wstęp do biura prasowego przy okazji Grand Prix Australii. Wyścig F1 w Melbourne odbędzie się tam 15 marca.
Chińczyk chce najbliższe tygodnie, do momentu wylotu do Australii, spędzić w Europie. Jeszcze nie wie gdzie dokładnie. Właśnie przegląda oferty lotów i hoteli. Tak, aby wydać jak najmniej do połowy marca. Po zawodach w Melbourne w kalendarzu F1 mamy natomiast kolejne w Bahrajnie i Wietnamie. Te ostatnie też budzą szereg kontrowersji.
RTL nie wyśle swoich dziennikarzy
Wietnam pierwszy w historii wyścig F1 zorganizuje 5 kwietnia. Władze kraju podpisały umowę, w ramach której mają płacić 60 mln dolarów rocznie za prawa do organizacji zawodów. Rywalizacja na torze ulicznym pod Hanoi ma być wielkim świętem motorsportu.
Wyścig odbędzie się mimo faktu, że kraj wprowadził kwarantannę w pobliżu Hanoi. Ponad 10 tys. osób nie może opuszczać rejonu przez 20 dni z powodu koronawirusa. Zamknięto też szkoły i uniwersytety. Odnotowano tam bowiem coraz większą liczbę zakażeń ze względu na bliską odległość do granicy z Chinami.
W tej sytuacji RTL postanowił nie wysyłać swoich dziennikarzy do Wietnamu. "Zamiast przeprowadzenia transmisji prosto z toru, wszystko zostanie zrealizowane z naszego studia w Kolonii" - ogłosił niemiecki nadawca w specjalnym ogłoszeniu.
Również McLaren niechętnie spogląda w kierunku podróży do Wietnamu. - Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś, co naraziłoby nasz zespół na ryzyko. Myślę, że F1 myśli podobnie - powiedział Zak Brown, szef McLarena. Brytyjczycy mieli przebukować swoje bilety lotnicze do Australii. Na pierwszy wyścig F1 zespół uda się z międzylądowaniem w Hongkongu, a nie w Chinach. Podobnie zrobił Mercedes. Pozostałe zespoły nie zdradzają takich informacji.
Formuła 1 liczy straty
Fracht morski, który transportuje niezbędny dla F1 sprzęt, jest już w drodze. To tylko kolejny dowód na to, że Grand Prix Wietnamu odbędzie się zgodnie z planem. - Zrobimy tak, jak postanowi Formuła 1 - skomentował Christian Horner, szef Red Bull Racing.
F1 nie mogła sobie pozwolić na odwołanie kolejnego wyścigu, bo już problemy z Grand Prix Chin wpędziły ją w tarapaty. Organizator zawodów może się bowiem domagać zwrotu opłaty, jaką wniósł za prawa do niej. - Jeśli odwołanie wyścigu jest spowodowane działaniem siły wyższej, organizator nie musi wnosić opłaty Formule 1 za prawa do niej - zdradził Christian Sylt, dziennikarz zajmujący się F1 od strony finansowej.
Szefom F1 pozostaje liczyć na to, że przy okazji Grand Prix Wietnamu nikt nie zarazi się koronawirusem. Bo w to, że do kwietnia uda się uporać z tajemniczą chorobą, już nikt nie wierzy.
Zespoły mogą narzekać, że F1 naraża je zmuszając do podróży do zagrożonego koronawirusem Wietnamu, ale muszą pamiętać, że premie finansowe dla nich wyliczane są na podstawie zysku, jaki wygeneruje Formuła 1. Dlatego też w pełni podporządkują się jej woli. Same mają bowiem interes w tym, by zaryzykować z organizacją imprezy pod Hanoi.
Czytaj także:
Alfa Romeo ma ważne zadanie dla Roberta Kubicy
Kubica świadom małej liczby szans w tym sezonie w F1