F1. Ferrari łamało przepisy. Nikt nie jest im w stanie tego udowodnić

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel

Wiele wskazuje na to, że Ferrari w roku 2019 korzystało w F1 z nieregulaminowego silnika. Sugeruje to tajna ugoda podpisana z FIA. Rywale są wściekli. Głównie za sprawą tego, że nie wiedzą jak Włochom udało się obejść przepisy F1.

W tym artykule dowiesz się o:

W Formule 1 trwa otwarta wojna pomiędzy Ferrari a siedmioma zespołami, które nie korzystają z jednostek napędowych włoskiego producenta. To efekt tajnego porozumienia, jakie firma z Maranello podpisała z FIA. W ten sposób zakończono kontrolę silnika Ferrari, jaką zapoczątkowano jeszcze w 2019 roku.

W minionym sezonie F1 zespół z Włoch dysponował najbardziej wydajną maszyną w stawce. Zwłaszcza na prostych znajdował się poza zasięgiem konkurencji. To wywoływało frustrację i oskarżenia o oszustwach i naginaniu przepisów. Poniekąd być może dlatego, że nikt nie wie, w jaki sposób Ferrari obeszło regulamin.

Najbardziej prawdopodobna teoria

Gdyby rywale potrafili skopiować patent Ferrari, to najpewniej siedzieliby cicho i sami wprowadzili go do swoich jednostek. Jako że tego nie potrafili, to jeszcze w trakcie sezonu 2019 zaczęli się domagać reakcji FIA.

ZOBACZ WIDEO: Kubica za Raikkonena? Szef Alfy Romeo nie rozmawiał jeszcze z Finem o nowym kontrakcie

Główna teoria w padoku F1 głosi, że Włosi znaleźli jakiś cudowny sposób na przekroczenie limitu przepływu paliwa. Ten wynosi 100 kg na godzinę. W przypadku jednostki z Maranello momentami miał być znacznie większy. To tłumaczyłoby nagłe i chwilowe skoki mocy na prostych i wyraźną przewagę prędkości w kwalifikacjach.

Na dystansie wyścigu przewaga Ferrari nie była już tak znacząca, bo też stosowanie tego triku zmuszałoby do zatankowania większej ilości paliwa na starcie, a to oznaczałoby dodatkowe kilogramy na początku rywalizacji. Tyle że nawet po dodaniu dodatkowego czujnika w silniku Ferrari nie wykryto złamania przepisu dotyczącego przepływu paliwa.

Włosi przed ostatnim wyścigiem sezonu 2019 zostali jednak przyłapani na drobnym oszustwie. Ilość paliwa w samochodzie Charlesa Leclerca była inna od tej podanej oficjalnie delegatowi technicznemu. Różnica wynosiła aż 5 kg, więc nie mogło być mowy o drobnej pomyłce. Ferrari zostało wtedy przyłapane na gorącym uczynku. Zespół zapłacił wtedy karę w wysokości 50 tys. euro, ale Leclerca nie zdyskwalifikowano z GP Abu Zabi.

Spalanie oleju

Druga z teorii głosi, że Ferrari znalazło sposób, by wykorzystywać spalanie oleju do wzrostu mocy. Tymczasem pod koniec sezonu 2019 zabroniła tego specjalna dyrektywa techniczna, jaką wprowadzono przed Grand Prix Brazylii.

"Żadne łatwopalne ciecze z intercoolera, wlotów powietrza czy systemów ERS nie mogą być spalane" - napisano w dyrektywie. Do tego dokręcono śrubę przed sezonem 2020 w zakresie spalania oleju. To wymusiło zmiany nie tylko w jednostce Ferrari, ale również producentów.

FIA nie może nic zrobić

Sprawdzanie silnika Ferrari trwało od Grand Prix Abu Zabi, jakie rozegrano 1 grudnia. Ostatni komunikat o podpisaniu tajnej ugody miał być formą zakończenia sprawy, a tylko podsycił ogień.

Logika konkurencji Ferrari jest prosta. Skoro podpisano tajny dokument, to znaczy, że w silniku znaleziono coś niezgodnego z regulaminem. Gdyby było inaczej, to ugoda nie byłaby potrzebna. Do tego zimowe testy F1 w Barcelonie pokazały, że Włosi stracili swoją przewagę w zakresie mocy silnika. Musieli zatem zrezygnować z nielegalnych rozwiązań.

Rywale chcieliby nawet dyskwalifikacji Ferrari z wyników sezonu 2019, bo to oznaczałoby dla nich zastrzyk niespodziewanej gotówki. Nagle bowiem każda z ekip poza Mercedesem awansowałaby o jedną pozycję w klasyfikacji konstruktorów. Red Bull Racing już wyliczył, że wskutek awansu z trzeciego na drugie miejsce w tabeli F1 zyskałby 24 mln dolarów.

Problem w tym, że w trakcie sezonu 2019 czujniki FIA nie wykazały w żadnym momencie tego, że Ferrari łamie przepisy. Jak federacja ma ukarać Włochów za przekroczenie limitu przepływu paliwa, skoro zgodnie z jej danymi wszystko było w porządku? Same przypuszczenia nie wystarczą.

FIA nawarzyła sobie piwa, które teraz sama musi wypić. Federacja chciała oczyścić atmosferę, publikując informację o podpisaniu porozumienia z Ferrari. Utajnienie dokumentów doprowadziło jednak do tego, że zamiast polepszyć, to pogorszono sytuację.

Czytaj także:
Wspólny bunt przeciwko Ferrari i FIA
Robert Kubica miał nosa ws. Haasa

Źródło artykułu: