Wykrycie koronawirusa w załodze McLarena i wycofanie się tego zespołu z rywalizacji w Grand Prix Australii doprowadziło ostatecznie do odwołania wyścigu w Melbourne. Wcześniej władze F1 zapewniały, że zawody odbędą się zgodnie z planem.
- Z przyjemnością informuję, że członek naszego zespołu dotknięty wirusem ma się dobrze i wraca do zdrowia. Objawy ustąpiły, a ludzie znajdujący się w kwarantannie też są w dobrym nastroju - przekazał w specjalnym komunikacie Zak Brown, szef firmy z Woking.
- Wsparcie, jakie otrzymali od swoich kolegów z zespołu, naszych partnerów i członków społeczności F1 z całego świata, było fantastyczne i dziękujemy wam wszystkim - dodał Brown.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Chory pracownik oraz czternastu pozostałych, którzy mieli z nim ścisły kontakt, musieli poddać się kwarantannie w Australii. Do Wielkiej Brytanii będą mogli wrócić najwcześniej pod koniec marca. Razem z nimi na miejscu czuwa Andreas Seidl, szef zespołu F1 z Woking.
- Jestem osobą zakochaną w wyścigach i wycofanie zespołu w tej sytuacji było najtrudniejszą decyzją, jaką musiałem podjąć. Jednak jako szef firmy zdrowie moich pracowników było dla mnie najważniejsze - stwierdził Brown.
- Obecnie rozmawiamy z F1 i FIA oraz innymi zespołami nad kalendarzem na sezon 2020. To dopiero początek, sytuacja spowodowana koronawirusem ciągle ewoluuje, ale planujemy przyszłość. Podchodzimy do niej jednak bardzo elastycznie - zakończył Brown.
Czytaj także:
Pirelli musi spalić 1800 opon po Grand Prix Australii
Były mistrz świata obwinia McLarena o odwołanie wyścigu