Koronawirus ma olbrzymi wpływ na sytuację w Formule 1. Od dwóch tygodni fabryki zespołów F1 stoją, a taki stan potrwa znacznie dłużej. W tej sytuacji już wcześniej ekipy porozumiały się, co do przełożenia o rok rewolucji w przepisach. Zamiast w roku 2021, to dopiero w 2022 zobaczymy kompletnie nowe maszyny w F1.
Światowa Rada Sportów Motorowych FIA poszła o krok dalej i we wtorek poinformowała o zakazie rozwoju konstrukcji na sezon 2022. Będzie on obowiązywać do końca tego roku. W ten sposób zespoły będą mogły ograniczyć wydatki w dobie kryzysu, który czeka je wskutek pandemii koronawirusa.
Zespoły F1 szacują, że w tym roku otrzymają znacznie mniejsze premie finansowe niż w latach poprzednich. COVID-19 doprowadził bowiem do odwołania już ośmiu tegorocznych wyścigów. Sporej części z nich nie uda się już rozegrać w późniejszym terminie. To przełoży się na mniejsze środki w puli F1. Niewykluczone też, że trzeba będzie renegocjować umowy telewizyjne i sponsorskie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny trening bramkarza na czas koronawirusa. Sam strzelał, sam bronił...
FIA we wtorek poinformowała też o wprowadzeniu zmian do przepisów, które pozwoliłyby Formule 1 "zareagować na kryzys i zorganizować kalendarz wyścigów tak, aby jak najlepiej zabezpieczyć wartość handlową mistrzostw i ograniczyć przy tym koszty".
Dla kibiców oznacza to jedno - powinni się oni szykować na spore zmiany w kalendarzu F1 na sezon 2020. Królowa motorsportu najprawdopodobniej przejrzy terminarz i zmieni lokalizację niektórych imprez. Chociażby na początku lipca ma się odbyć Grand Prix Austrii, po czym zespoły udadzą się na wyścig do Wielkiej Brytanii i znów wrócą do Europy Środkowo-Wschodniej - tym razem na Węgry. W poprawionym kalendarzu ma nie dochodzić do takich sytuacji.
W myśl nowych regulacji, FIA i F1 mają teraz możliwość wprowadzania zmian w kalendarzu bez wymaganej zgody wszystkich zespołów F1. Ponadto niektóre kwestie będzie można przegłosować zwykłą większością. Nie będzie już potrzeba jednomyślności ekip.
Jean Todt, prezydent FIA, otrzymał też nadzwyczajne uprawniania "do podejmowania wszelkich decyzji związanych z organizacją zawodów międzynarodowych w sezonie 2020, które mogą być wymagane w trybie pilnym". Oznacza to, że Todt będzie mógł chociażby odwołać rundę F1, jeśli w danym kraju pojawi się ryzyko związane z koronawirusem.
FIA nie wydłużyła za to obowiązkowej przerwy wakacyjnej o kolejne dni, czego domagała się m.in. Alfa Romeo. Federacja nie wykluczyła jednak, że zmieni zdanie w tej kwestii. Będzie to uzależnione od rozwoju sytuacji na świecie.
Federacja i F1 przygotowały się też na sytuację, w której liczba wyścigów w mistrzostwach spadnie poniżej czternastu. W takiej sytuacji zespoły będą mogły wykorzystać znacznie mniej elementów - zamiast trzech silników na sezon będą to tylko dwa. Zmniejszy się też liczba dostępnych turbosprężarek, baterii czy MGU-K.
Czytaj także:
Bernie Ecclestone nie boi się koronawirusa
F1 postawi na wyścigi bez publiczności?