Od roku 2014 Mercedes zdobył wszystkie tytuły mistrzowskie w Formule 1. W ten sposób Niemcy przeszli do historii, bo jeszcze nikt nie zdobył sześciu mistrzostw świata z rzędu w klasyfikacji kierowców i konstruktorów. To też przekłada się na wartość marketingową.
- W 2012 roku, wierzcie mi lub nie, mieliśmy wartość reklamową na poziomie 60 czy 70 mln dolarów. Teraz starty Mercedesa w F1 generują zysk marketingowy w wysokości 4,5 mld dolarów. To odblokowało przed nami ogrom możliwości - zdradził Toto Wolff w Sky Sports.
Efekt jest taki, że choć Mercedes sporo wydaje na Formułę 1, to otrzymuje jeszcze wyższe zwroty. Zajmowanie czołowych pozycji w kolejnych wyścigach sprawia, że samochody stajni z Brackley są bardzo często prezentowane w trakcie transmisji telewizyjnych, co generuje spory ekwiwalent reklamowy. To z kolei przekłada się na zainteresowanie sponsorów.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Mercedes stał się na tyle atrakcyjną platformą promocyjną, że kusi kolejne firmy. Petronas, Ineos czy Monster Energy wpłacają do budżetu coraz większe środki, przez co firma nie jest już tak zależna od spółki-matki, czyli grupy Daimler z siedzibą w Stuttgarcie. - Generujemy wartość reklamową nie tylko dla Mercedesa, ale też dla naszych partnerów - dodał Wolff.
Zdaniem szefa Mercedesa, sukcesy w F1 wpłynęły też na sposób postrzegania marki. - Obecnie uważa się nas za producenta samochodów sportowych. Dekadę temu tak nie było. Oczywiście, ciągle sprzedajemy normalne pojazdy drogowe, ale te z serii AMG cieszą się olbrzymią popularnością. Staliśmy się marką, która dla ludzi jest "cool" - ocenił Austriak.
- Obecność w F1 pomogła Mercedesowi zmienić swój wizerunek. Odnieśliśmy sukces, wywołaliśmy pozytywne emocje. I oto w tym chodzi. To jest sedno działań marketingowych - podsumował Wolff.
Kontrakt obecnego szefa Mercedesa wygasa po sezonie 2020, podobnie jak zobowiązanie niemieckiej marki do startów w F1. Dlatego nie brakuje spekulacji, że Niemcy mogą opuścić królową motorsportu z końcem roku. Liczby przytoczone przez Wolffa pokazują jednak, że taki ruch wydawałby się mało logiczny. Zwłaszcza że ekipa ma szanse na kolejne tytuły mistrzowskie.
Czytaj także:
Dietrich Mateschitz ratuje F1. Właściciel Red Bulla straci miliony na wyścigach
Nici z ambitnych planów Bergera. DTM w rozsypce