Pandemia koronawirusa pozwoliła "odkurzyć" niektóre postacie - takie jak Nick Heidfeld, który jest już dawno zapomniany przez Formułę 1, bo choć startował w niej przez kilka sezonów, to jednak nie wybił się ponad poziom średniaka. Polakom niemiecki kierowca jest jednak bardzo dobrze znany, bo najdłużej był zespołowym partnerem Roberta Kubicy.
Heidfeld i Kubica startowali razem w BMW Sauber przez trzy i pół sezonu - od momentu debiutu Polaka w Grand Prix Węgier w połowie 2006 roku aż do końca działalności ekipy w tym kształcie w sezonie 2009. Ich relacje były szorstkie, o czym świadczą ostatnie wypowiedzi Heidfelda.
Faworyzowany przez BMW
Heidfeld znalazł się w BMW Sauber, bo takie było życzenie Niemców z Monachium. Zdążyli go poznać w okresie, gdy był kierowcą Williamsa, któremu wówczas BMW dostarczało silniki. - Heidfeld był moim preferowanym kandydatem do jazy w BMW Sauber. Miał bowiem doświadczenie z Saubera i Williamsa - mówił ostatnio Mario Theissen, ówczesny szef BMW Sauber.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Jedna wypowiedź Theissena wystarczy za dowód, że Niemiec mógł liczyć na specjalne traktowanie. Kubica miał tego świadomość. Nieraz nie gryzł się w język i sugerował, że Heidfeld w sytuacjach 50 na 50 otrzymuje lepsze strategie. - Jedno mi się nie podobało. Często słyszałem, że zespół faworyzował mnie jego kosztem, bo BMW Sauber było niemiecką ekipą, a ja niemieckim kierowcą. To była nieprawda. To było denerwujące - wypalił ostatnio Heidfeld.
Na ripostę Kubicy nie musiał długo czekać. - To trochę dziwne, że po latach tak dobrze pamięta, co ja wtedy mówiłem. Tyle że nie pamięta sam, co on wyczyniał - powiedział Kubica w rozmowie z włoskim "Motorsportem".
Można by napisać, że Kubicy coś się zdawało albo źle interpretował pewne wydarzenia. Tyle że Polak nie był jedynym, który w trakcie swojej kariery miał zastrzeżenia do postawy Heidfelda. Również Mark Webber, partner Niemca z sezonu 2005, wysuwał podobne oskarżenia względem Williamsa, który wtedy korzystał z silników BMW.
Rok 2008. Szansa Kubicy na mistrzostwo i problemy Heidfelda
To Kubica wygrał dla BMW Sauber jedyny wyścig w historii tego zespołu. Mowa o Grand Prix Kanady z 2008 roku. Jako że szwajcarska telewizja postanowiła ostatnio przypomnieć ten wyścig, Heidfeld znów mógł błysnąć. - Czy Kubica podziękował mi za to, że go przepuściłem? Nie. Żeby była jasność. On wtedy też jechał świetny wyścig. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby do teraz wierzył, że wyprzedził mnie bez mojej pomocy - powiedział Heidfeld szwajcarskiej telewizji.
Kubica w Kanadzie korzystał z innej strategii niż Heidfeld. Znajdował się w lepszej sytuacji, a mimo to Niemiec początkowo go blokował i nie przepuścił kolegi z zespołu, choć takie było życzenie BMW Sauber. Polak po wygranej w Kanadzie został liderem klasyfikacji mistrzostw świata F1. W tym samym okresie BMW przestało rozwijać ówczesny samochód, bo celem było zdobycie tytułu w roku… 2009. Niemcy skupili się za to na pomaganiu Heidfeldowi. Tajemnicą poliszynela jest to, że ze względu na inny styl jazdy, miał on większe problemy z ówczesną maszyną.
Podczas gdy Kubica sugerował BMW Sauber pewne rozwiązania, większa część ekipy pracowała na rzecz Heidfelda i uczynieniem pojazdu bardziej "przyjaznym" dla Niemca. Zwrócił na to uwagę krakowianin, mówiąc "Motorsportowi" o częściach, jakie zalegały w fabryce, bo priorytet nadano innym pracom.
Co na to sam Heidfeld? - Niektóre zespoły, gdy mają szansę na mistrzostwo, wkładają w to cały swój wysiłek. W BMW tak się nie stało. Szczerze mówiąc, nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek mieli szansę na tytuł. Jeśli spojrzymy na osiągi, nawet jeśli Kubica po wygranej w Kanadzie był liderem mistrzostw, to czyste tempo samochodu nie było tak mocne jak u konkurencji - powiedział w podcaście "Beyond The Grid".
BMW jak Himilsbach z angielskim
Efekt działań BMW był taki, że w roku 2008 zaprzepaszczono jedyną szansę na tytuł mistrzowski. Kubica, z samochodem nierozwijanym od połowy czerwca, zajął czwarte miejsce w "generalce". Miał 75 punktów. Lewis Hamilton, ówczesny mistrz świata, zdobył ich 98.
Za to KERS, który miał poprowadzić BMW Sauber do tytułu w roku 2009, okazał się w wydaniu Niemców systemem drogim i awaryjnym. Na tyle, że firma spakowała się i pożegnała królową motorsportu po sezonie. Heidfeld został jeszcze w Sauberze do końca kolejnej kampanii. Podczas gdy Kubica okazjonalnie walczył o podia w mało konkurencyjnym Renault, Heidfeld zamykał stawkę w niedofinansowanym Sauberze.
Mogłoby się wydawać, że rok 2010 zakończy przygodę Niemca z królową motorsportu, po czym wydarzyło się coś, co ponownie skrzyżowało losy Heidfelda z Kubicą. Mowa o wypadku rajdowym Polaka w Ronde di Andorra w lutym 2011 roku.
Heidfeld z kaskiem z flagą Polski
Fatalny wypadek rajdowy Kubicy sprawił, że Lotus na początku sezonu 2011 w trybie pilnym poszukiwał kierowcy. Krakowianin miał im polecać usługi Vitantonio Liuzziego, który ze względu na styl jazdy najbardziej pasowałby do maszyny teamu z Enstone. Wybór padł jednak na Heidfelda, który dostał od losu szansę na przedłużenie kariery w F1. I nawet jeśli przez lata jego relacje z Kubicą były różne, to przed dziewięcioma laty potrafił założyć kask z biało-czerwoną flagą Polski. W ten sposób postanowił wesprzeć krakowianina w walce o powrót do zdrowia.
"Drogi Robercie, widziałeś? Umieściłem sobie twoje logo na moim kasku, a na jego boku została umieszczona polska flaga. Chciałbym, żebyś zobaczył, że o tobie myślę. Chciałbym, aby twoi fani zobaczyli, że cały czas jesteś częścią Formuły 1" - napisał wtedy Heidfeld w specjalnym liście do Kubicy.
"Trzecie miejsce w Malezji jest też twoje. Podczas wyścigu miałem cię z tyłu głowy. Wiem, co sobie teraz myślisz "Lotus przygotował świetny pojazd, chcę jak najszybciej zasiąść za jego kierownicą". Na pewno ci się uda. Życzę powodzenia w rehabilitacji. Zdrowia!" - dodał Heidfeld.
Tak się składa, że podium w Malezji było dla Heidfelda ostatnim w karierze. Wszedł na nie z kaskiem z biało-czerwoną flagą. Kilka miesięcy później został zwolniony przez Lotusa. Niemiec w jednym się nie mylił - Kubica po latach znów usiadł za kierownicą maszyny F1. Szansę w roku 2017 dało mu Renault, czyli prawny następca teamu Lotus. Tyle że na pierwsze testy po kontuzji krakowianin dostał maszynę z sezonu 2012, a nie 2011.
Czytaj także:
Holendrzy nie zamierzają pomagać F1
Wirtualne mistrzostwa bez Lewisa Hamiltona