Antonio Giovinazzi miał nadzieję, że w roku 2021 awansuje do Ferrari. Jeszcze po zimowych testach Formuły 1 obecny reprezentant Alfy Romeo nie ukrywał, że chciałby zająć miejsce Sebastiana Vettela w stajni z Maranello. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tak się stało - twierdził w marcu.
O ile Vettel faktycznie po sezonie pożegna Ferrari, o tyle jego miejsca nie zajmie Giovinazzi. Firma postanowiła bowiem podpisać dwuletni kontrakt z Carlosem Sainzem.
- Antonio to chłopiec, którego bardzo szanuję. W zeszłym roku pojechał pierwszy sezon w F1. Danie mu szansy w Ferrari po ledwie jednym roku byłoby zbyt dużą odpowiedzialnością - skomentował w Sky Sport Italia Mattia Binotto, szef Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Carlos Sainz podpisał kontrakt na lata 2021-2022, a do końca sezonu 2024 ważna jest umowa Charlesa Leclerca. To oznacza, że Giovinazzi w najbliższym czasie będzie musiał zapomnieć o rywalizacji w wymarzonym zespole. Pozostaje mu jedynie Alfa Romeo. - My nadal na niego liczymy. Wierzymy, że będzie się rozwijać i na pewno mu pomożemy. Stanowi część naszych planów, ale wciąż musi zbierać doświadczenie w F1 - dodał Binotto.
Decyzją Ferrari nie jest zaskoczony też Mika Salo, były kierowca tej ekipy. - Giovinazzi nie ma doświadczenia, pewności siebie. Dlatego wybrali Sainza. To główny powód. Z drugiej strony, trzeba się zastanowić po co Ferrari ma akademię talentów, skoro później nie biorą z niej kierowców - ocenił Salo w MTV.
Antonio Giovinazzi miałby większe szanse na starty w Ferrari, gdyby w sezonie 2019 uzyskiwał lepsze rezultaty niż Kimi Raikkonen. Tak się jednak nie stało. - Pchnął trochę Kimiego do przodu, ale nic więcej. Czekał na miejsce w Ferrari, co jest dziwne w tej sytuacji. Mam jednak przeczucie, że Sainz sobie dobrze poradzi - dodał Salo.
Czytaj także:
Fernando Alonso o krok od Renault
Renault nie było zakładnikiem Ricciardo