We wtorek Ferrari ruszyło kostki domina w momencie ogłoszenia decyzji o zakończeniu współpracy z Sebastianem Vettelem. Od dawna było jasne, że Włosi mają krótką listę życzeń, na której znajdowały się trzy nazwiska - Daniel Ricciardo, Antonio Giovinazzi i Carlos Sainz. W zależności od wyboru Ferrari, w ruch miały pójść kolejne elementy transferowej układanki, co wpływa na opcje, jakie ma w tej chwili Robert Kubica.
W czwartek stało się jasne, że Ferrari postawiło na Sainza, a miejsce Hiszpana w McLarenie zajmie Ricciardo. Największymi przegranymi w tej sytuacji są Giovinazzi oraz Renault. Włoch musi zapomnieć o wymarzonym transferze po sezonie 2020, a francuska ekipa straci z końcem roku swojego lidera.
Giovinazzi musi marzyć dalej
Gdy stało się jasne, że Vettel odchodzi z Ferrari, wariant z postawieniem na Giovinazziego wydawał się najmniej realny. Z prostego powodu - słabe wyniki 26-latka w zeszłym sezonie sprawiły, że do końca musiał on drżeć o miejsce w Alfie Romeo. Może, gdyby sezon F1 trwał i w kilku wyścigach Giovinazzi pokazałby się z dobrej strony, to notowania kierowcy byłyby wyższe. Tak jednak nie jest. Dlatego, z punktu widzenia firmy z Maranello, postawienie na Sainza było znacznie bezpieczniejszą opcją.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Co to oznacza dla Roberta Kubicy? Tyle że w Alfie Romeo wcale nie musi dojść do zmian po sezonie 2020. Polak musi oczekiwać wznowienia rywalizacji w F1, by zobaczyć jak punktować będą Kimi Raikkonen i Antonio Giovinazzi. Należy przy tym pamiętać, że Włoch zajmuje miejsce, jakie Ferrari ma prawo obsadzić w Alfie Romeo.
Jeśli Giovinazzi pojedzie kolejny słaby sezon w F1, najpewniej pożegna się z królową motorsportu. Wtedy Ferrari będzie mogło awansować do Alfy Romeo któregoś ze swoich juniorów - Micka Schumachera albo Roberta Shwartzmana. Kandydatury Niemca i Rosjanina mogą jednak zostać skreślone, jeśli ci nie będą osiągać zadowalających wyników w F1. Tu znów wracamy do Kubicy, bo to że Ferrari może obsadzić fotel w Alfie Romeo wcale nie oznacza, że musi to zrobić.
Jest jeszcze 41-letni Raikkonen, który po sezonie może zakończyć karierę, a wtedy szanse Kubicy na powrót będą jeszcze większe. Polak, jako osoba znająca samochód i zespół z Hinwil, będzie w lepszej sytuacji niż kierowcy z zewnątrz. Zwłaszcza że ekipy raczej unikają wymiany obu zawodników z końcem roku.
Renault ma problem
O ile Alfa Romeo sobie jakoś poradzi, być może sięgając po Kubicę, to w tarapatach znalazło się Renault. Francuzi snuli ambitne wizje - najpóźniej w roku 2021 mieli walczyć regularnie o zwycięstwa i tytuł mistrzowski. Koronawirus wyprowadził jednak w kierunku tej ekipy dwa potężne ciosy. Pandemia doprowadziła bowiem do opóźnienia w czasie rewolucji technicznej w F1, a to z kolei przekonało Daniela Ricciardo do opuszczenia zespołu.
Ricciardo miał być kierowcą, który pchnie Renault do przodu. Australijczyk zaznał smak zwycięstwa w F1 wspólnie z Red Bull Racing, a Francuzi mieli wykorzystać jego doświadczenie. Decyzja 30-latka o transferze do McLarena pokazuje, że przestał on wierzyć w zapowiedzi firmy i nawet po zmianach technicznych w roku 2022 stajni z Enstone ciężko będzie walczyć o czołowe lokaty w F1.
Między bajki należy włożyć spekulacje hiszpańskich czy włoskich mediów, że Renault ściągnie do siebie Fernando Alonso. Hiszpan podkreślał, że wróci do F1 tylko w sytuacji, gdy dostanie konkurencyjny samochód. Francuzi mu takiego nie są w stanie zagwarantować.
Renault wchodzi w bardzo niepewny okres. Ma w swoim składzie Estebana Ocona, ale ten jest jedynie wypożyczony z Mercedesa na lata 2020-2021. Mogłoby awansować jakiegoś juniora ze swojej akademii, chociażby Christiana Lundgaarda, ale nie wiadomo czy 18-letni Duńczyk ma już odpowiednie kwalifikacje. Do tej pory nie pojechał przecież nawet w ani jednym wyścigu F2. Francuzi będą zmuszeni czekać. Być może Mercedes nie przedłuży umowy z Valtterim Bottasem i wtedy Fin mógłby zaliczyć miękkie lądowanie w Enstone.
Francuzi mieli ambitne plany, a sami doprowadzili do sytuacji, w której mają bardzo ograniczone pole manewru i są skazani na łaskę innych. W akcie desperacji w Enstone może się nawet pojawić kandydatura Kubicy. Znają go przecież bardzo dobrze, współpracowali z nim w roku 2010 i zorganizowali mu kilkukrotnie prywatne testy w sezonie 2017. Brzmi to jak sience fiction, ale cała historia krakowianina i jego starania o powrót do F1 od kilku lat momentami przypominają opowieść fantastyczną.
Czytaj także:
70. urodziny Formuły 1. Królowa motorsportu potrzebuje zmian
Ferrari stworzyło respirator dla chorych na COVID-19