Przypadki Roberta Kubicy i Fernando Alonso są bardzo różne. Polak wypadł ze stawki Formuły 1 wskutek fatalnego wypadku i nie startował w niej przez ponad osiem lat. Hiszpan odszedł z F1 na własne życzenie pod koniec 2018 roku, bo miał dość rywalizacji w środku stawki. On, zdaniem wielu najlepszy kierowca pokolenia, zasługiwał na coś więcej niż walka o miejsce w czołowej dziesiątce.
Kubica swoje marzenie o powrocie do F1 zrealizował, bo chociaż przez rok był kierowcą Williamsa, nawet jeśli wskutek fatalnej formy brytyjskiej ekipy "comeback" nie wyglądał tak, jak zdaniem wielu powinien był wyglądać. Teraz bohaterem równie zaskakującego ruchu może być Alonso.
Fernando, po co ci to?
Kubica długo dwukrotnie walczył o angaż w Williamsie - najpierw skończyło się to pozycją rezerwowego, a dopiero później rolą etatowego kierowcy. W tym okresie wielu ekspertów odradzało mu powrót do stawki F1. - Nie zobaczymy takiego Kubicy jak przed wypadkiem - powtarzali gremialnie krytycy krakowianina.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Nieodpowiedzialne zachowanie piłkarza Herthy Berlin. "Każdy łapał się za głowę"
Powody były różne - niektórzy za argument podawali ograniczenia fizyczne Kubicy, inni jego wieloletnią przerwę od F1. Formuła 1 na przestrzeni lat zmieniła się i wielu ekspertów twierdziło, że ośmioletni rozbrat z królową motorsportu odciśnie piętno na dyspozycji Polaka. Gdy widzieli jego słabe występy w roku 2019, triumfowali.
Teraz podobne "porady" słyszy Alonso. Hiszpan ma już być po słowie z Renault i jest gotów wrócić do stawki w roku 2021. Do dogadania pozostała jedynie wysokość pensji 38-latka, ale z pomocą jest tutaj w stanie przyjść Liberty Media. Właściciel F1 zdaje sobie sprawę z potencjału marketingowego kierowcy z Oviedo.
- Dla mnie Alonso to jeden z tych kierowców, których można wsadzić do dowolnego samochodu i od razu mają tempo. Nie wierzę jednak w to, że wraca. On chciałby pojazdu, który pozwoli mu walczyć w czołówce - ocenił w "Speedweeku" Marc Surer, były kierowca F1.
Czy Alonso musi coś udowadniać?
Kubica był napędzany chęcią powrotu, bo czuł, że ma niezakończone sprawy z F1. Jego kariera została nagle przerwana. Liczył, że nawet mając szansę jazdy w Williamsie raz czy drugi wykaże się na tyle, że może lepszy zespół zwróci na niego uwagę. Powrót do F1 po wypadku stał się w pewnym momencie sensem życia Kubicy i jego główną motywacją. Z Alonso jest inaczej.
Hiszpan potrafił w jednym z wywiadów przyznać, że też ma poczucie "niezakończonych spraw z F1". Tyle że chodziło mu o liczbę tytułów mistrzowskich na koncie. Choć został okrzyknięty największym talentem ostatnich lat, to tylko dwukrotnie zostawał mistrzem świata i to na samym początku swojej kariery.
Potem Alonso w osiągnięciu celów przeszkadzał trudny charakter i życiowe wybory. Decydował się na transfery do Ferrari czy McLarena w momencie, gdy ekipy przeżywały kryzys formy. Z powodu negatywnej atmosfery i trudnego charakteru o jego pozyskaniu nie chcieli i nie chcą słyszeć szefowie Mercedesa czy Red Bull Racing. W końcu kiedyś Alonso wypalił, że "nie będzie jeździć dla napoju energetycznego". Ten sam "napój" pokonał rok później jego i Ferrari w walce o tytuł.
Efekt jest taki, że Alonso chce w tej chwili tylko Renault. - Zespół potrzebuje doświadczenia, ale Alonso zrezygnował z F1 jakiś czas temu i nie wiem, czy dostosowałby się do nowej maszyny. Ten transfer to ryzyko dla Francuzów, ale też zdecydowanie dobry ruch pod względem marketingowym - ocenił w MTV Mika Salo, były kierowca Ferrari.
Poczucie nostalgii
Zupełnie inaczej sprawę widzą w Hiszpanii. - Nie mam żadnych szczególnych informacji, ale myślę, że Fernando chce wrócić do F1 w roku 2021. Widzę go w takim zespole jak Renault. Dla mnie to w ogóle nie jest dziwne - powiedział w "El Partidazo de Cope" Marc Gene, Hiszpan i kierowca testowy Ferrari.
Hiszpanom trudno się dziwić, bo podobnie jak Polacy w Kubicy, są zakochani w Alonso. To jego sukcesy sprawiły, że przed telewizorami w niedzielne popołudnia zaczęły siadać miliony osób, że trybuny podczas Grand Prix Hiszpanii w Barcelonie pękały w szwach. Oni, tak jak sam kierowca, marzą o kolejnych tytułach mistrzowskich. Wierzą, że za kierownicą odpowiedniego samochodu ich idol jest w stanie tego dokonać.
I tak jak Kubica w sezonie 2020 swój kontrakt z Alfą Romeo, czyli dawnym BMW Sauber, nazwał "powrotem do domu", tak Alonso będzie mógł w podobnych słowach skomentować związanie się z Renault. W tym zespole startował w sezonach 2002-2006 oraz 2008-2009. Francuzów zostawił na rok, przechodząc do McLarena. Gdy tam pokłócił się z szefostwem firmy, która faworyzowała Lewisa Hamiltona, szybko przygarnięto go z powrotem.
Tyle że Renault dawno nie przypomina mistrzowskiej ekipy z sezonów 2005-2006, gdy Alonso był w stanie przełamać dominację Michaela Schumachera. W zeszłym roku Francuzi byli piątą ekipą w stawce F1, a perspektywy przed nimi są jeszcze gorsze - choćby ze względu na coraz lepsze tempo McLarena i Racing Point. Może się zatem okazać, że powrót Alonso będzie równie rozczarowujący jak ten Kubicy w 2019 roku. Oczekiwania będą spore, gorzej z ich realizacją.
Czytaj także:
McLaren nie brał pod uwagę transferu Vettela
90 mln dolarów. Tyle Formuła 1 straciła po rozstaniu Vettela z Ferrari