Koronawirus mocno dotknął Formułę 1, bo ta została zmuszona odwołać już 10 z 22 tegorocznych wyścigów. Wprawdzie w lipcu rywalizacja ma zostać wznowiona i właściciele królowej motorsportu wierzą, że część imprez uda się rozegrać w innym terminie, ale ciągle jest to mocno niepewne i uzależnione od sytuacji na świecie.
Tymczasem od kilku miesięcy ani jednego przelewu od F1 nie otrzymał Bernd Maylander. Niemiec w trakcie wyścigów odpowiada za prowadzenie samochodu bezpieczeństwa. - Jestem freelancerem. Mogę wystawić fakturę Formule 1 tylko wtedy, gdy wykonałem usługę. Obecnie jest to niemożliwe, bo nie ma wyścigów. Dlatego nie dostaję żadnych pieniędzy - powiedział Maylander w rozmowie z "Auto Motor und Sport".
48-latek podkreślił, że miał odłożone pieniądze, dzięki czemu w dobie pandemii koronawirusa ma za co żyć. Niemiec nie ukrywa jednak, że liczy na wznowienie sezonu lada moment.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert ocenia powrót Bundesligi. "Dynamika zdarzeń jest olbrzymia. To jak serial na Netfliksie"
- Czuję się bezpiecznie, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystko ruszy. Mam na myśli nie tylko F1, ale i gospodarkę. Sam może jestem w komfortowej sytuacji, ale znam kolegów, którzy jeszcze mocniej polegają na organizowaniu różnego rodzaju imprez. Oni teraz w ogóle nie zarabiają - dodał Maylander, który swego czasu ścigał się m.in. w DTM.
Zdaniem Maylandera, obecny kryzys będzie mieć jednak pewne pozytywy, bo wymusi na Formule 1 zmiany, do jakich nie doszłoby w normalnych warunkach. - Przez lata się zastanawialiśmy, co można zmienić w F1, a teraz po prostu musimy to zrobić. Możemy znajdziemy w ten sposób nowe podstawy, które zbudują przyszłość F1. Widzę to tak, że ten kryzys może nam stworzyć wiele możliwości - podsumował.
Maylander ostatni przelew od F1 miał otrzymać w grudniu ubiegłego roku, kiedy to na torze Yas Marina rozegrano Grand Prix Abu Zabi. Była to ostatnia runda F1 sezonu 2019.
Czytaj także:
Spór o umiejętności Roberta Kubicy i Kimiego Raikkonena
Fernando Alonso miał podpisać przedwstępną umowę