Jeszcze parę dni temu z Wielkiej Brytanii docierały głosy, że ministrowie w rządzie Borisa Johnsona nie chcą słyszeć o zwolnieniu personelu Formuły 1 z obowiązkowej kwarantanny. Dla toru Silverstone oznaczało to wypadnięcie z kalendarza, a w to miejsce wskoczyć miało niemieckie Hockenheim.
Premier Wielkiej Brytanii miał jednak ugiąć się pod presją F1. Jak doniósł "The Times", w poniedziałek wieczorem odbyła się narada mająca na celu pomoc zarządcom toru Silverstone. Rozmowy w tej sprawie mają być kontynuowane jeszcze w tym tygodniu.
Johnson zrozumiał, że jeśli Silverstone nie zorganizuje dwóch wyścigów F1 w tym roku, to obiektowi przejdzie obok nosa ok. 15-20 mln funtów, bo takiej kwoty żądali Brytyjczycy od królowej motorsportu w zamian za zorganizowanie dwóch imprez bez udziału publiczności. Dla legendarnego toru wyścigowego mogłoby to być gwoździem do trumny. Zwłaszcza że musi on zwrócić kibicom pieniądze za bilety zakupione na Grand Prix Wielkiej Brytanii. Mowa nawet o 29 mln funtów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsięwsporcie: co za przyjęcie piłki przez młodego Ukraińca! Nagranie podbija internet
Obowiązkowa kwarantanna dla osób wjeżdżających na Wyspy zacznie obowiązywać 8 czerwca. Jedynie kierowcy ciężarówek oraz osoby zaangażowane w walkę z COVID-19 będą wyłączone z obowiązku poddania się izolacji.
Do tej pory rząd Johnsona sprzeciwiał się temu, by Formuła 1 została potraktowana w sposób szczególny w obawie przed żądaniami innych firm, które również zapragnęłyby tego samego.
Grand Prix Wielkiej Brytanii miałoby się odbyć w drugiej połowie lipca. Jeśli zawody nie dojdą jednak do skutku, to w tym terminie F1 zorganizuje Grand Prix Węgier, a następnie stawka królowej motorsportu przeniesie się do Niemiec. Jest to najkorzystniejsze rozwiązanie pod względem logistycznym, biorąc pod uwagę, że pierwsze wyścigi mają się odbyć na początku lipca w Austrii.
Czytaj także:
Bottas wysłał ofertę do Red Bulla
Nierealny transfer Vettela do Mercedesa