F1. Lewis Hamilton - moralny przywódca. Formuła 1 podjęła walkę z rasizmem

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

Wystarczył jeden wpis Lewisa Hamiltona, by kolejni kierowcy F1 odnieśli się w social mediach do śmierci George'a Floyda. To pokazało, jakim poważaniem cieszy się aktualny mistrz świata w sporcie "zdominowanym przez biel", jak to ujął Hamilton.

Lewis Hamilton był pierwszym czarnoskórym kierowcą Formuły 1. Brytyjczyk, choć jest już żywą legendą F1, na własnej skórze przekonał się czym jest rasizm. Na przestrzeni lat kilkukrotnie na niego buczano pod podium, rzucano w niego różnymi epitetami. Za każdym razem kierowca Mercedesa wykorzystywał social media, by nagłośnić problem.

I gdyby nie Hamilton, najpewniej Formuła 1 w ogóle nie poruszyłaby tematu śmierci George'a Floyda, który został zamordowany przez jednego z policjantów z USA. Teoretycznie temat ten w ogóle nie dotyczy F1, ale czy na pewno? Skoro pierwszy czarnoskóry kierowca pojawił się w tym sporcie w roku 2007? Skoro Hamilton jest obecnie jedynym kierowcą w stawce o innym kolorze skóry niż biały.

Lewis Hamilton - człowiek drogowskaz

Nie chodzi o to, by Formuła 1 wprowadzała parytety i równość pod względem koloru skóry. F1 od zawsze traktowana jest jako sport elitarny, niezwykle prestiżowy. Dobrnięcie na sam szczyt w motorsporcie pochłania po drodze zawrotne sumy - liczone w milionach. Jest to widoczne zwłaszcza w obecnych czasach, gdy zespoły F1 kontraktują na potęgę kierowców płacących za starty.

ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"

I nawet sukcesy Hamiltona nie zmienią stanu rzeczy i nie sprawią, że lada moment w Formule 1 pojawią się kolejni czarnoskórzy kierowcy. Nawet jeśli młodzi Brytyjczycy marzą o tym, by pójść w ślady swojego mistrza, to większości rodziców na to nie stać. Albo pojawiają się w kartingu i gdzieś z czasem przepadają. Głównie z powodu kosztów, jakie trzeba ponieść, by "bawić się" w motorsport.

Podobne podłoże mają właśnie protesty i zamieszki w USA, powstałe po śmierci George'a Floyda. Afroamerykanie w tym kraju często żyją w osobnych dzielnicach, dużych blokowiskach. W efekcie zostali mocniej dotknięci przez kryzys i koronawirusa niż reszta społeczeństwa.

Chociaż Afroamerykanie stanowią tylko 13 proc. populacji USA, to równocześnie aż 23 proc. ofiar śmiertelnych COVID-19 w USA to czarnoskórzy. To konsekwencja życia w biedzie, dużych skupiskach ludzi, braku ubezpieczeń zdrowotnych, itd. Dlatego gdy policjant bestialsko zabił George'a Floyda, na tamtejszą ludność podziałało to jak zapalnik.

Kierowcy F1 wywołani do tablicy przez Hamiltona

Hamilton w niedzielnym wpisie nie gryzł się w język. Napisał, że Formuła 1 jest "zdominowana przez biel". "Dotąd myślałem, że zobaczycie co się dzieje i powiecie coś na ten temat. Nie możecie stać z boku i nic nie robić. Wiem, kim jesteście, obserwuję was" - napisał aktualny mistrz świata F1 i wywołał do tablicy kolegów z toru.

Jako jeden z pierwszych zareagował Daniel Ricciardo. "Widząc wiadomości z ostatnich dni, jestem smutny. To, co przydarzyło się George'owi Floydowi i co dzieje się w dzisiejszym społeczeństwie, jest hańbiące. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej musimy stać razem, zjednoczeni. Rasizm jest toksyczny i należy się nim zająć, ale nie przemocą czy ciszą, ale jednością i działaniem" - napisał kierowca Renault na Facebooku.

Swoje zdanie na ten temat wyraził też Charles Leclerc i po treści wpisu kierowcy Ferrari widać, jak bardzo wziął sobie do słowa aktualnego mistrza świata. "Szczerze mówiąc, nie czułem aby było na miejscu, bym się dzielił swoimi spostrzeżeniami na ten temat. Dlatego do tej pory tego nie zrobiłem. Najwidoczniej tkwiłem w błędzie" - stwierdził Leclerc.

"Wciąż staram się znaleźć słowa, które opisywałyby okrucieństwo niektórych filmów, jakie widziałem w internecie. Rasizmowi muszą towarzyszyć działania, a nie milczenie. Proszę - bądźmy aktywni, angażujmy się i szerzmy świadomość na temat walki z tym zjawiskiem. Naszym obowiązkiem jest wypowiadanie się na temat niesprawiedliwości. Dlatego nie milczę" - dodał kierowca Ferrari.

Podobnie zareagował George Russell. "Wszyscy mamy głos po to, by mówić o tym, co słuszne. Do tej pory nie wiedziałem, jak użyć mojego własnego. Mogę tylko powtórzyć słowa Leclerca. Uznałem, że to będzie nie na miejscu, jeśli będę dzielił się przemyśleniami na temat tych okrucieństw. Z trudem rozumiem to, co widzę teraz w wiadomościach. Wciąż nie potrafię znaleźć słów, by opisać to, co czuję" - ocenił kierowca Williamsa.

Hamilton wprowadził kolegów w zakłopotanie

Jak na dłoni widać, że gdyby nie Hamilton, to tych wpisów by nie było. F1 przeszłaby obok wydarzeń w USA, podczas gdy głośno protestują przeciwko śmierci Floyda wybrani czarnoskórzy piłkarze, gwiazdy NFL czy NBA. Oni niejednokrotnie zmierzyli się z problemem rasizmu, część z nich wybiła się z biednych rodzin - w przypadku piłki nożnej, futbolu amerykańskiego czy koszykówki jest to łatwiejsze. Nie trzeba drogiego sprzętu i milionów na koncie, by wykazać się talentem.

Tymczasem większość kierowców z obecnej stawki F1 pochodzi z dość zamożnych rodzin. Nie zetknęła się ze zjawiskiem rasizmu, tak jak Hamilton i inne gwiazdy. "Dorastałem w bardzo uprzywilejowany sposób. Byłem chroniony przed wszelkimi formami rasizmu - czy to w szkole, czy w mojej okolicy czy w trakcie wyścigów. Nigdy nie doświadczyłem rasizmu, więc nie wiem jak to wyrazić ze słowami" - napisał z rozbrajającą szczerością Alexander Albon, który wychowywał się na Wyspach w luksusowych warunkach, ale ma tajskie korzenie.

"Zdałem sobie jednak sprawę, że milczenie to część tego problemu. Każdy powinien móc doświadczyć takich warunków w jakich ja dorastałem. Nigdy nie jest za późno na zmianę. Zajęcie się tym, co jest złe. Chodzi o sprawiedliwość. O walkę o równość rasową. To, co stało się George'owi Floydowi jest niewybaczalne. Naszym obowiązkiem jest reformować świat, stworzyć go lepszym dla wszystkich" - dodał kierowca Red Bull Racing.

W kolejnych godzinach podobne wpisy w social mediach umieścili Lando Norris, Carlos Sainz, Daniel Ricciardo, Antonio Giovinazzi czy Nicholas Latifi. Wszystko za sprawą jednego wpisu Lewisa Hamiltona. To pokazuje, jakim poważaniem cieszy się aktualny mistrz świata. Daje też nadzieję, że Formuła 1 nie będzie obojętna na zjawiska rasizmu.

Hamilton wkrótce przejdzie na emeryturę, bo ma już 35 lat. Skończy się problem związany z tym, że od czasu do czasu ktoś na niego będzie buczeć, wydawać odgłosy przypominające małpy, itd. A może to jednak będzie początek problemu, bo w F1 nie będzie ani jednego czarnoskórego kierowcy? Hamilton nie tak dawno stwierdził, że trzeba stworzyć program pomocy dzieciom z biednych rodzin, tak aby one też dostawały szansę w kartingu, itd. Kto wie, może na sportowej emeryturze będzie to jedna z misji Brytyjczyka.

Czytaj także:
Williams czeka na pieniądze od byłego sponsora
Robert Kubica zaskoczony decyzją Ferrari

Komentarze (2)
avatar
Krzysztof 66
2.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ludzie jaka walka czy on Anioł Stròż widzi co ci jego bracia wyprawiajã zdemolowali Pomnik Tadeusza Kościuszki za co że wszyskie swoje poszczędności przekazał na nauke dla czarnych demolujã wsz Czytaj całość
avatar
Matt Anderson
2.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
aha a komentarz Hamiltona nie był rasistowski? To białego można obrażać bo jest biały? w sporcie zdominaowanym przez biel...jakby ta biel była złem wcielonym