Racing Point w tym sezonie nazywany jest "różowym Mercedesem", co wynika z faktu, że ekipa należąca do Lawrence'a Strolla skopiowała zeszłoroczny bolid Mercedesa. W padoku Formuły 1 są tacy, którzy twierdzą, że Niemcy sami użyczyli swoje dane stajni z Silverstone. Racing Point broni się jednak, że opracowało szereg części na bazie dokładnych zdjęć.
Dobra forma Racing Point jest problemem dla ekip ze środka stawki F1. Dość powiedzieć, że w kwalifikacjach do GP Węgier Lance Stroll i Sergio Perez wywalczyli trzecie i czwarte miejsce. Dlatego też Renault już przy okazji GP Styrii złożyło protest co do legalności bolidu RP20. Francuzi najpewniej będą powtarzać swoje protesty przy okazji kolejnych wyścigów F1, dopóki FIA nie zadecyduje w tej sprawie.
Narzekań na Racing Point kompletnie nie rozumie Toto Wolff. - Wygląda na to, że oni przeprojektowali nasz zeszłoroczny bolid. Kupili od nas niektóre części, na co pozwala regulamin F1 i po prostu wykonali dobrą robotę - powiedział szef Mercedesa w rozmowie z "Motorsportem".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!
- To jest bardziej dyskusja filozoficzna, a nie techniczna. Chodzi o to, czy mniejsze zespoły powinny otrzymywać części od większych teamów. Czy może każdy powinien opracowywać własne podwozie, prowadzić nad nim badania? - zapytał Wolff.
Zdaniem Wolffa, gdyby małe ekipy musiały prowadzić badania nad bolidami wyłącznie we własnym zakresie, to doprowadziłoby to do rozwarstwienia stawki F1. Bez części zakupionych od Mercedesa kierowcy Racing Point nie dysponowaliby bowiem tak szybkim pojazdem.
- W zeszłym roku tyle razy słyszeliśmy narzekania, że małe ekipy nigdy nie będą w stanie walczyć o pole position, podia czy zwycięstwa. Okazuje się, że to absurd. Bo Racing Point jest teraz bardzo wysoko i pokazuje, że można. W niektórych zakrętach jest nawet szybsze niż Mercedes. Narzekanie na ich formę jest śmieszne - podsumował szef Mercedesa.
Czytaj także:
Alfa Romeo rozczarowana wynikiem
Ferrari odbiło się od dna w GP Węgier