Formuła 1 liczy ponad 70 lat, ale do tej pory miała tylko dwóch szefów. Pierwszym był Bernie Ecclestone, który miał dość ciągłego braku decyzyjności w F1 i ostatecznie wykreował siebie na lidera królowej motorsportu. Brytyjczyk szefował jej przez cztery dekady, aż do momentu sprzedania biznesu amerykańskiej spółce Liberty Media.
Amerykanie na stanowisko szefa F1 nominowali we wrześniu 2016 roku Chase'a Careya. Człowieka, dla którego świat F1 był zupełnie nieznany. Irlandczyk przeprowadził dyscyplinę przez okres przejściowy i jego umowa nie zostanie przedłużona, o czym mówiło się od dawna. Władzę w Formule 1 przejmie ktoś, to zna ją od podszewki.
Stefano Domenicali - odpowiedni człowiek do tej roboty
Stefano Domenicali zjadł zęby na motorsporcie i przemyśle motoryzacyjnym. Pracuje w nim od 30 lat. Był na to skazany, biorąc pod uwagę, że urodził się w 1965 roku w Imoli, tuż obok słynnego toru wyścigowego. To właśnie na nim spędzał większość czasu w dzieciństwie. Zdarzało mu się nawet dorabiać pomagając na obiektach Imola i Mugello. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Bolońskim wysłał CV do Ferrari i został przyjęty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się
To właśnie z Ferrari odnosił szereg sukcesów. Najmłodsi kibice mogą go pamiętać z roli szefa zespołu w latach 2008-2014. To był nieudany okres dla Włochów, którzy raz za razem próbowali zdobyć mistrzostwo z Fernando Alonso, a odbijali się od ściany zwanej Red Bull Racing. Dominacja "czerwonych byków" oraz późniejsze słabe wejście Ferrari w erę hybrydową w roku 2014 przesądziły o losie Domenicalego.
Tyle że Włoch pracował w Ferrari od 1991 roku. Zanim został szefem ekipy, przeszedł niemal wszystkie szczeble kariery. Był w dziale finansowym, departamencie odpowiedzialnym za współpracę ze sponsorami, aż w końcu w roku 1998 został dyrektorem sportowym.
"Pomógł na nowo zdefiniować rolę dyrektora sportowego w zespołach F1, kładąc nacisk na ludzką wydajność. Skutki tego są odczuwalne aż do teraz" - napisał o Domenicalim "Autosport". To właśnie w tym okresie Ferrari wraz z Michaelem Schumacherem zdominowało F1 (2000-2004).
Po odejściu z Ferrari i F1 Domenicali nie porzucił rynku motoryzacyjnego. Nie musiał długo szukać pracy, bo już w listopadzie 2014 roku zatrudniła go grupa Volkswagen - został dyrektorem ds. nowych inicjatyw biznesowych w Audi. Dwa lata później przeniósł się do kolejnej z marek VW - został szefem Lamborghini. Jego decyzje przyczyniły się do ogromnego wzrostu sprzedaży sportowych samochodów.
Dlaczego Chase Carey musi odejść?
Wprawdzie Formuła 1 oficjalnie nie poinformowała o zakończeniu współpracy z Careyem, ale kilka poważnych źródeł - BBC, Sky Sports czy "Motorsport" - ustaliło, że o planowanej zmianie na stanowisku szefa F1 we wtorkowy wieczór dowiedziały się zespoły.
O odejściu Careya i wybraniu Domenicalego na jego miejsce w padoku F1 spekulowało się od dawna - sam Włoch zaprzeczał jednak tym plotkom. Sukces jaki osiągnął z Lamborghini oraz wcześniejsze doświadczenia z Ferrari sprawiają, że jest idealnym kandydatem do roli szefa F1. Rodzi się jednak pytanie, czy Carey musi odejść? Odpowiedź jest krótka - tak.
Liberty Media nigdy nie planowało, by Carey rządził F1 tak długo jak Ecclestone. Irlandczyka, który wcześniej pracował w branży rozrywkowej (News Corp, 21st Century Fox) traktowano jako kogoś, kto w imieniu nowego właściciela urządzi Formułę 1 po nowemu, posprząta bałagan po poprzedniku i odejdzie.
Amerykanie wiedzieli, że aby uczynić Formułę 1 ciekawszą, muszą znacząco zmienić zasady podziału nagród i ustalić nowe przepisy techniczne, że dominacja trzech czołowych ekip musi dobiec końca. To Careyowi udało się osiągnąć, choć nie bez bólu. Negocjacje ws. Porozumienia Concorde, które reguluje zasady F1 w latach 2021-2015, zakończono powodzeniem. Ostatecznie wszystkie dziesięć zespołów podpisało dokument i zobowiązało się do pozostania w stawce.
Carey nigdy też nie zgrywał eksperta od Formuły 1. Jeśli idzie o sprawy sportowe czy techniczne, postawił na ludzi, którzy znają się na tym fachu. Dyrektorem sportowym F1 został przecież Ross Brawn, doradcą technicznym Pat Symonds. To oni odpowiadają za kształt regulacji, dzięki którym bolidy mają gwarantować więcej walki na torze.
Dość niespodziewanie Carey musiał też zmierzyć się z kryzysem wywołanym pandemią COVID-19. Bez wątpienia był to najgorszy okres w historii F1 - koronawirus doprowadził do kilkumiesięcznej przerwy w rywalizacji. Początkowo istniało ryzyko, że Formuła 1 utraci kontrakty sponsorskie i telewizyjne, ale Carey uporał się z wyzwaniem. Mimo niepewnych czasów, udało mu się dopiąć kalendarz sezonu 2020 z siedemnastoma wyścigami. Dzięki temu podpisane umowy nie muszą być renegocjowane.
Stefano Domenicali - szef na lata?
Według nieoficjalnych wiadomości, Carey ma pozostać w F1, ale będzie kimś na wzór ambasadora czy też honorowego prezesa. Pałeczkę po nim przejmie o 11 lat młodszy Domenicali, który ma wszystko, by rządzić królową motorspotu przez długi okres.
Domenicali zna F1 od środka, nie zaskoczą go zakulisowe gierki niektórych zespołów i ich szefów. Poprzednik stworzył mu gotowy przepis na sukces. Wprowadzenie od roku 2021 limitów finansowych oraz sprawiedliwy podział premii sprawiają, że kierowanie królową motorsportu będzie łatwiejsze niż kiedykolwiek.
Przed 55-latkiem jednak kilka wyzwań - to najważniejsze dotyczy wprowadzenia odpowiedniego systemu kontroli, dzięki któremu będzie jasne, że zespoły nie przekraczają limitu wydatków (145 mln dolarów). W końcu takich potentatów jak Mercedes czy Ferrari będzie kusić, aby część kosztów ukryć w działach zajmujących się produkcją samochodów drogowych. Domenicali, jako ktoś kto sam pracował w Ferrari, ma jednak tego świadomość.
Na początku XXI wieku Formułą 1 trzęsło trio Jean Todt (szef Ferrari), Ross Brawn (dyrektor techniczny Ferrari) i Stefano Domenicali (dyrektor sportowy Ferrari). Po latach znów ta trójka będzie mieć najwięcej do powiedzenia w F1 - Todt ciągle pozostaje prezydentem FIA (ostatnia kadencja), Brawn jest dyrektorem sportowym F1, a na Domenicalego czeka posada szefa F1.
Czytaj także:
Hamilton lepszy od Schumachera?
Silnik Strolla nie przetrwał pożaru