Takie obiekty jak Mugello czy Portimao, które w ubiegły weekend gościło GP Portugalii, to swoiste klasyki. Ich pojawienie się w Formule 1 uważam za powiew wprowadzający do F1 coś starego, a zarazem świeżego. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w ostatniej dekadzie królową motorsportu zalały supernowoczesne obiekty.
Właśnie na takich torach jak wspomniane Mugello i Portimao czynnik ludzki zyskuje na ważności, a o to chyba w sporcie chodzi. Na stałych obiektach dane i analizy są tak dokładne, że nie ma miejsca na niespodzianki poza okazyjnymi błędami lub awariami. W tym przypadku tak kierowcy jak i zespoły muszą się danego obiektu nauczyć. Nie są w stanie całej pracy wykonać na symulatorze.
O ile w kwalifikacjach do GP Portugalii układ w czołówce się nie zmienił, czyli na czele mieliśmy dwa Mercedesy i Maxa Verstappena, to jednak kilka niespodzianek było. Bardzo specyficzna była różnica pomiędzy Q2 a Q3. Mercedes czując się bardzo pewnie, do czego ma przecież wszelkie przesłanki, zdecydował o zastosowaniu pośredniej mieszanki opon w Q2, w przeciwieństwie do większości przeciwników.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie
I tutaj popisał się Valtteri Bottas. Uzyskał wydawałoby się optymalne okrążenie i nie był już w stanie powtórzyć takiego przejazdu w decydującym Q3. Lewis Hamilton był wolniejszy od Fina w trakcie wszystkich wolnych treningów i pierwszych dwóch odsłon kwalifikacji, ale w Q3 Hamilton pokazał się z tak dobrze nam znanej strony. Wtedy, kiedy jest to kluczowe, daje z siebie te kilka procent więcej i rzutem na taśmę odebrał pole position Bottasowi. Rozdźwięk w czasach okrążeń był zastanawiający i moim zdaniem wynikał właśnie z nie tak idealnie precyzyjnego przygotowania do Grand Prix. jak nakazywałaby to tradycja Mercedesa. Tym bardziej, że standardowo trzeci Verstappen jechał na niemal identycznym poziomie.
Trzecia pozycja Holendra nie była zaskoczeniem. Verstappen startował w tym sezonie z trzeciej pozycji po raz dziewiąty z rzędu, więc jest to już tradycja, ale różnica, niezwykle mała w stosunku do Mercedesów, już tak. I tu znowu stawiałbym na nie tak precyzyjne przygotowania Mercedesa. Przewaga technologiczna "srebrnych strzał" nie dała szansy na zmianę kolejności startowej, ale czynnik ludzki w postaci naturalnego talentu Verstappena był bardzo widoczny.
Podobnie było z czwartą, rewelacyjną pozycją Charlesa Leclerca. Jeszcze nie tak dawno Ferrari walczyło przecież z Williamsami na końcu stawki i taki wynik z pewnością nie jest zasługą zespołu, choć pewnie ustawienia udało się dobrać trafnie, ale właśnie przede wszystkim kierowcy z Monako. Różnica w stosunku do piętnastego miejsca Sebastiana Vettela poraża.
Czynnik ludzki odgrywał również w niedzielę dużo większą niż zwykle rolę. Wyścig bowiem zaczął się sensacyjnie, niczym scenariusz dobrego filmu. Jak bowiem inaczej określić tak duży, czasowy zbieg okoliczności, w którym niemal do rozpoczęcia okrążenia rozbiegowego jest sucho i dosłownie przed samym startem zaczyna padać. Efekt? Rewelacyjny Carlos Sainz, który bardzo szybko wskoczył na prowadzenie i rozbudowywał przewagę, a Lewis Hamilton równie szybko spadł na trzecią pozycję.
Szkoda, że okres pogorszonej przyczepności trwał bardzo krótko i po kilku rundach powróciliśmy do tak utartej już przecież pierwszej trójki wyścigu. Bottas zdołał wyrobić sobie pewną przewagę, ale przede wszystkim różnica w tempie pomiędzy Mercedesami a resztą, w tym Verstappenem, robiła na suchym torze piorunujące wrażenie. Wyglądało na to jakbyśmy oglądali jeden z wyścigów z początku sezonu.
Po piętnastu okrążeniach Verstappen tracił do lidera niemal 11 sekund. Dla usprawiedliwienia kierowcy Red Bull Racing należy dodać, że wybór mieszanki na pierwszą część wyścigu dużo lepiej udał się Mercedesowi. O ile na lekko mokrym torze Verstappen na miękkich gumach miał minimalną przewagę nad chociażby Hamiltonem, to po kilku rundach na suchej nawierzchni miękka mieszanka dramatycznie traciła na przyczepności. Opony pośrednie były na przestrzeni dwudziestu okrążeń dużo lepszym wyborem.
Ciekawie wyglądał etap zmiany lidera. Hamilton dość szybko dogonił swojego kolegę z zespołu i mimo, iż w tym przypadku nie było żadnej różnicy w doborze opon, dysponował wyraźnie wyższą przyczepnością. Dlaczego Brytyjczyk był w stanie bardziej oszczędnie obchodzić się z oponami, przy co najmniej takim samym tempie Bottasa? Ustawienie samochodu? Styl jazdy?
W każdym razie, strategia Mercedesa to była "kropka nad i" do pewnego, uzyskanego z ogromną przewagą, podwójnego zwycięstwa Mercedesa, czego przecież nie zapowiadały bardzo małe różnice kwalifikacyjne. Kiedy Verstappen musiał zjechać na zmianę opon, tracąc na ostatnich rundach i tak koszmarnie dużo ze względu na bardzo kiepski stan opon, kierowcy Mercedesa mogli spokojnie pokonać jeszcze co najmniej kilka okrążeń dojeżdżając tym samym i przekraczając połowę dystansu.
Zaskakuje trochę niezbyt skuteczna strategia Red Bulla. Nie dość, że Verstappen stracił przez to szansę na nawiązanie walki z Mercedesami, to jeszcze realnym zagrożeniem stał się dla niego Leclerc. Na etapie pit-stopów Monakijczyk zjechał później, a więc miał przewagę i dodatkowo Ferrari zdecydowało się na mieszankę twardę w przeciwieństwie do pośredniej w przypadku Verstappena. Wyglądało to tak, jakby Red Bull konsekwentnie dobierał o jeden stopień zbyt miękkie ogumienie, co na wymagającym oponowo Portimao bardzo szybko karało spadkiem tempa.
Jednak ten wyścig przejdzie do historii przede wszystkim za sprawą jego zwycięzcy -Lewisa Hamiltona. To zdecydowanie historyczne zwycięstwo, ponieważ w jubileuszowym dla F1 roku Lewis pobił rekord wszech czasów, wcześniej ustanowiony przez Michaela Schumachera. Od wyścigu na nadmorskim Portimao to właśnie Hamilton jest kierowcą o największym, zwycięskim dorobku w całej historii F1.
Jarosław Wierczuk
Czytaj także:
Świetny start Kimiego Raikkonena w GP Portugalii
Stan alarmowy w Hiszpanii. Nie wpłynie na sport