Kimi Raikkonen w przyszłym roku skończy 42 lata, a mimo to Fin nadal ma frajdę z jazdy w Formule 1 i postanowił przedłużyć swoją współpracę z Alfą Romeo. Decyzja mistrza świata F1 z sezonu 2007 dla wielu jest zaskoczeniem. Po tym jak ekipa z Hinwil słabo zaczęła tegoroczną kampanię, wielu spodziewało się końca kariery Raikkonena.
- Byłem dość zaskoczony jego decyzją. Nie zaprzeczam. Byłem niemal pewny, że to będzie koniec kariery Kimiego. Jednak jak widać, on się jeszcze nie kończy. Zobaczymy, ile jeszcze pojeździ - powiedział "Ilta Sanomat" Mika Salo, były kierowca F1.
Nie zmienia to faktu, że sezon 2020 jest dla Raikkonena trudny. Fin ma tylko 4 punkty na swoim koncie - najmniej od początku debiutu w F1. Wpływ na to ma jednak słaba formy Alfa Romeo. W określonych warunkach doświadczony kierowca wciąż jednak jest w stanie pokazać swój kunszt. Dość powiedzieć, że ostatnio wybrano go kierowcą dnia w GP Emilia Romagna.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (highlights): nie tylko Mamed, niesamowity nokaut KSW 55!
Dlatego może się okazać, że rok 2021 wcale nie będzie dla niego ostatnim w F1. - Kimi jechał ostatnio naprawdę dobrze. Myślę, że skończy z F1 tylko wtedy, gdy będzie miał na to ochotę. Na dodatek ma pewną wartość rynkową dla Formuły 1, więc po powrocie Alonso będziemy mieć fajną mieszankę starszych, wielkich nazwisk z juniorami - ocenił Salo.
- Myślę, że Kimi nadal ma motywację. Ma wszystko czego trzeba, aby prowadzić bolid F1. Alfa Romeo zwolniła go z wszelkich działań marketingowych, których on nienawidzi bardziej niż czegokolwiek innego. Dlatego jedyne, co musi robić to prowadzić bolid, a wychodzi mu to nieźle - dodał starszy rodak Raikkonena.
Salo jest też przekonany, że sezon 2021 może być dla Raikkonena jeszcze lepszy. - Ferrari po wprowadzeniu kilku poprawek do swojego silnika i wydaje się, że w tej chwili bolid Alfy Romeo działa nawet lepiej niż ten Ferrari. Dlatego kolejny sezon może być dla nich bardzo dobry - podsumował Salo.
Czytaj także:
Mongolia domaga się reakcji ONZ ws. Maxa Verstappena
Największy błąd w karierze George'a Russella