Na początku 2011 roku Robert Kubica wykręcił najlepszy czas w sesji testowej Formuły 1 w barwach Lotusa. Zespół z Enstone przygotował wtedy tak dobry bolid, że w padoku F1 mówiło się, że Kubica za jego kierownicą zostałby mistrzem świata... Tyle że po zimowych testach F1 w Walencji krakowianinowi już nigdy nie było dane wsiąść do maszyny R31.
Wszystko przez wypadek, jaki miał miejsce w Ronde di Andora 6 lutego 2011 roku. Właśnie mija dekada od wydarzeń, które pozbawiły Kubicę wszelkich nadziei. Przekreśliły szansę na mistrzostwo świata i wymarzony transfer do Ferrari, który w tamtym okresie był już niemal dogadany. Polak miał podpisaną umowę wstępną z włoską ekipą.
Rajd, którego miało nie być
Robert Kubica miał słabość do rajdów od początków swojej kariery. Jednak umowa z BMW Sauber zabraniała mu rywalizacji za kierownicą rajdówki. Dopiero Renault w roku 2010 poluzowało mu zapisy kontraktowe. To był zresztą jeden ze sposobów na ściągnięcie kierowcy do ekipy z Enstone.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz z Serie A uczcił pamięć Bryanta. Niezwykły popis!
- Rajdy nie były dla zabawy. Pomagały mi, w każdym momencie uczyły mnie czegoś nowego, bo nie byłem zadowolony z moich umiejętności - powiedział po latach Kubica w podcaście "Beyond The Grid". Polak twierdzi, że widział po sobie plusy startów w rajdach. Gdyby nie one, to w sezonie 2010 kilkukrotnie nie stanąłby na podium F1 za kierownicą niezbyt konkurencyjnej maszyny Renault.
- Ciągle myślę, że w 2010 roku zdobyłem więcej punktów w pewnych sytuacjach niż zdobyłbym bez rajdów. Wiele razy zostawałem na slickach na torze i dzięki temu zyskiwałem pozycje. To jest coś, czego się nie widzi. Tylko ja potrafię to ocenić - dodawał we wspomnianym podcaście.
Występ w Ronde di Andora nie był jednak początkowo planowany. Zespół przygotowujący rajdówkę Kubicy złożył mu jednak kuszącą propozycję. To miała być forma nagrody i przeprosin za wcześniejsze problemy techniczne w innych rajdach.
- Podczas testów F1 w Walencji obudziłem się i stwierdziłem, że nie chcę w nim brać udziału. Przekazałem to przez telefon, a oni byli podekscytowani. Twierdzili, że wszystko jest już zorganizowane. Dlatego nie chciałem im odmawiać - przyznał Kubica.
Walka o życie w szpitalu
Ronde di Andora to mały rajd, którego poziom zabezpieczenia pozostawia wiele do życzenia. Zresztą, głównie w takich brał udział Kubica w latach 2010-2011. Zazwyczaj były to małe, lokalne imprezy rozgrywane na terenie Włoch.
6 lutego 2011 roku Kubica nie walczyłby o życie, gdyby nie zniszczona barierka na trasie rajdu. W feralnym miejscu była ona odgięta, co było sprawką okolicznych mieszkańców. W ten sposób skracali oni sobie drogę do pobliskiego kościoła. Dla krakowianina miało to opłakane skutki.
Barierka zachowała się niczym nóż wtapiany w masło. Z łatwością przecięła karoserię Skody Fabii S2000, którą w Ronde di Andora prowadził Kubica. Zadecydowały centymetry. Kilka centymetrów w inną stronę i Polak straciłby życie na trasie malutkiego rajdu. Kilka centymetrów w drugą i wyszedłby z rajdówki o własnych siłach. Tak jak pilot Jakub Gerber, który nie doznał obrażeń w wypadku i mógł jedynie patrzeć, jak lekarze starają się uratować życie jego przyjaciela.
Kubica tracił bardzo dużo krwi. Barierka zmasakrowała jego prawą rękę. Uszkodziła też nogę. Pierwsze wieści docierające do Polski były fatalne - mówiły nawet o stanie krytycznym polskiego kierowcy, o możliwej amputacji dłoni. Bardzo szybko w szpitalu w Pietra Ligure pojawili się Stefano Domenicali i Fernando Alonso. Niewielu wiedziało w tamtym okresie, że szef i kierowca Ferrari wizytowali człowieka, który od roku 2012 miał ścigać się czerwonym bolidem.
Życie po życiu
Kubica nie stracił ręki, co zawdzięcza staraniom chirurga dr Mario Igora Rossello. Jednak jego kończyna wymagała kolejnych operacji i żmudnej rehabilitacji. Sam kierowca po latach przyznawał, że niektóre zabiegi kończyły się fiaskiem. Zamiast poprawić sytuację, cofały go o kilka miesięcy w postępach. O ile jeszcze w roku 2011 co jakiś czas w padoku F1 pytano "kiedy wróci Kubica?", z czasem przestano to robić.
Jednak po latach starań Kubica dopiął swego. Zaczęło się od prywatnych testów w barwach Renault, a później pojawił się Williams, który jako jedyny dał mu szansę powrotu do regularnego ścigania w F1. Nawet jeśli forma Brytyjczyków pozostawiała wtedy wiele do życzenia, to krakowianin tym wyczynem zapisał się w historii.
- Zapłaciłem wysoką cenę za chęć bycia lepszym. Za to, że chciałem podnosić swoje umiejętności - powiedział Kubica wracając do świata F1 w roku 2019.
Wypadek w Ronde di Andora sprawił, że Polak musiał zapomnieć o Ferrari, o partnerowaniu Fernando Alonso, o walce o tytuł mistrza świata F1. Nie wiemy, jak potoczyłaby się jego historia, gdyby nie 6 lutego 2011 roku. Felipe Massa, będąc zespołowym kolegą Alonso w Ferrari, często słyszał komunikat "Fernando is faster than you". Polscy fani nigdy nie dostali szansy, by przez radio popłynęło w kierunku Hiszpana "Robert is faster than you".
- Nie mam pojęcia czy jeszcze wrócę do F1. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie życie. W roku 2011 miałem wszystko pod kontrolą, miałem trzyletni kontrakt w Formule 1, wydawało się, że jestem ustawiony, że jestem w doskonałym miejscu i... Wylądowałem w szpitalu, prawie straciłem życie, miałem uszkodzoną połowę ciała - powiedział Kubica na zakończenie swojej przygody z Williamsem w roku 2019.
Obecnie Kubica jest rezerwowym w Alfie Romeo. Mając 36 lat i biorąc pod uwagę napływ młodych talentów do F1, jego kolejny powrót do stawki jawi się niczym mission impossible. Mimo to, krakowianin ciągle ma to "coś". Pokazał to chociażby w sesji testowej w Barcelonie, gdy w lutym 2020 roku wykręcił najlepszy czas dnia.
Czytaj także:
Alfa Romeo ma wymagania względem Kubicy
Ferrari wykluczyło jedną z opcji