Lewis Hamilton negocjował ostro i przelicytował - takie wnioski płyną z poniedziałkowego komunikatu Mercedesa. Niemcy poinformowali o odnowieniu umowy z Brytyjczykiem, ale tylko na jeden sezon. To cios wymierzony w aktualnego mistrza świata Formuły 1, który jeszcze w grudniu mówił, że czuje się najlepiej w swoim życiu i jest gotów ścigać się przez kolejne trzy, cztery lata.
Hamilton od początku żądał podwyżki od Mercedesa, domagając się nawet 60 mln dolarów za sezon. Chciał też wieloletniej umowy i możliwości decydowania o tym, kto będzie jego zespołowym partnerem. Na każdym z tych pól Brytyjczyk poniósł jednak klęskę.
Pensja Hamiltona bez zmian
Jak podała "Marca", Hamilton w nowym kontrakcie będzie mógł liczyć na taką samą pensję jak do tej pory i wyniesie ona ok. 47 mln dolarów za sezon. Biorąc pod uwagę, że Brytyjczyk domagał się znaczącej podwyżki, to musiał przeżyć rozczarowanie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski został aktorem
Niemcy nie zgodzili się też na rozwiązanie, które miało zapewniać Hamiltonowi określony procent z zysku wygenerowanego przez zespół F1. Nieoficjalnie wiadomo, że Brytyjczyk chciał inkasować na swoje konto 10 proc. ze środków zarobionych na czysto przez Niemców.
Być może w zamian Hamilton został zwolniony z części zadań promocyjnych. Miał tego domagać się od kilku miesięcy, a wpłynęła na to pandemia COVID-19. Brytyjczyk wtedy zrozumiał, że niektóre czynności można wykonywać zdalnie i nie musi podróżować na drugi koniec świata, by promować niektórych sponsorów Mercedesa. 36-latek zaczął też nalegać na zdalne spotkania z inżynierami z Brackley.
Bez prawa weta
Hamilton domagał się też prawa weta, czyli możliwości blokowania transferów konkretnych kierowców do Mercedesa. Brytyjczyk obawia się przede wszystkim, że w roku 2022 do niemieckiej ekipy sprowadzony zostanie Max Verstappen albo George Russell.
Sam Toto Wolff zapewnił, że w nowym kontrakcie Hamiltona nie ma żadnego prawa weta, a spekulacje mediów na ten temat szef Mercedesa określił mianem "bezsensownych". - Nie wiem, skąd pojawiły się informacje o takich dodatkowych klauzulach, ale czytałem o tym. To mogłoby być ciekawe, ale prawda jest taka, że w kontrakcie Lewisa nie zawarto żadnego takiego prawa - powiedział Austriak, którego cytuje motorsport.com.
Nie jest tajemnicą, że Lewis Hamilton przykłada sporą wagę do tego, kto jest jego zespołowym partnerem od czasów konfliktu z Nico Rosbergiem w roku 2016. Wewnętrzna rywalizacja kosztowała Brytyjczyka utratę jednego tytułu mistrzowskiego na rzecz kolegi z ekipy. Dlatego od kolejnej kampanii w Mercedesie startuje Valtteri Bottas, który zna swoje miejsce w szeregu.
Transfer Verstappena albo Russella sprawi, że status quo w Mercedesie zostanie zburzony, a Hamiltonowi wewnątrz własnej ekipy wyrośnie poważny konkurent. Może to też zepsuć narrację wielkiego mistrza, co zresztą po części już się stało. Świetny występ Russella w GP Sakhir sprawił, że część kibiców zrozumiała, że rekordowe osiągnięcia 36-latka to w dużej mierze zasługa rewelacyjnego bolidu.
Dlaczego Hamilton podpisał kontrakt?
Skoro Mercedes nie spełnił większości żądań Hamiltona, to dlaczego ten w ogóle podpisał kontrakt? Fakty są takie, że przy utrzymaniu obecnych przepisów, niemiecki zespół jest głównym kandydatem do tytułu mistrzowskiego w roku 2021. Brytyjczyk stoi przed nie lada szansą, by wywalczyć ósmy w karierze czempionat i zdystansować pod tym względem Michaela Schumachera. Teraz obaj mają po siedem tytułów.
Jeśli Hamilton dostrzeże, że ekipa zamierza postawić w roku 2022 na Verstappena bądź Russella, to będzie mógł triumfalnie zakończyć karierę - znajdując się na samym szczycie F1. Trudno bowiem oczekiwać, aby Brytyjczyk znalazł miejsce w innej czołowej ekipie. Ferrari ma obsadzone oba fotele do końca sezonu 2023, a Red Bull Racing zdaje się nie być zespołem zainteresowanym Hamiltonem. Transfer do innych teamów mija się z celem, bo nie zagwarantują one kierowcy z Wysp walki o najwyższe laury.
Należy przy tym pamiętać, że w sezonie 2022 będziemy świadkami rewolucji technicznej w F1. Może ona zakończyć dominację Mercedesa w królowej motorsportu. Ledwie roczna umowa daje Hamiltonowi szansę, by zobaczyć jak prezentuje się nowa maszyna na hamowni i czy warto dalej się angażować się w F1.
Coś na ten temat może powiedzieć Sebastian Vettel, który w latach 2010-2013 nie miał sobie równych w F1, a gdy przyszła rewolucja techniczna w F1, nagle przestał seryjnie odnosić zwycięstwa i jego kariera wyhamowała. Tyle że Niemiec w momencie nadejścia nowych przepisów w sezonie 2014 miał ledwie 27 lat. Hamilton w przyszłym roku skończy 37 lat. Brytyjczyk nie ma już czasu na pomyłki.
Czytaj także:
Lewis Hamilton poniósł klęskę
Ferrari nadal bez szefa