"Myślałem, że nic mi się nie stanie". Były kierowca F1 był bliski śmierci z powodu COVID-19

Przeświadczenie, że młody i wysportowany organizm łatwo sobie poradzi z COVID-19 może być zgubne. Przekonał się o tym były kierowca F1 z Brazylii. - Nawet sporządziłem już testament - mówi Tarso Marques, który trafił do szpitala w poważnym stanie.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Tarso Marques Twitter / Na zdjęciu: Tarso Marques
- Nawet sporządziłem już testament - takimi słowami Tarso Marques  rozpoczyna opowieść o swojej walce z COVID-19, jaką opublikował magazyn "Caras". Brazylijczyk, który ma na swoim koncie 24 występy w wyścigach Formuły 1, wskutek choroby doznał poważnego uszkodzenia płuc.

- Myślałem, że wszystko będzie w porządku. Zawsze byłem zdrowy, wysportowany, uprawiałem różne sporty. Myślałem, że nic mi się nie stanie. Martwiłem się jedynie o rodziców - dodał 45-latek.

Brazylijczyk zdradził, że COVID-19 postępował u niego bardzo szybko. - Dwie godziny po diagnozie miałem już zadyszkę. Minęła kolejna godzina i nie potrafiłem oddychać. Przeprowadzam z wami ten wywiad, a moje płuca nadal pracują tylko w 30 proc. - powiedział Marques.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wystrzelił jak z armaty. Jeszcze o nim usłyszymy

Stan byłego kierowcy Minardi był na tyle poważny, że trafił on na oddział intensywnej terapii. - Pierwsze trzy, cztery dni były mordercze. Czułem się praktycznie nieżywy. Byłem zniszczony. Dostałem tyle lekarstw, że jeszcze tylu nie widziałem w swoim życiu. Co trzy godziny podawano mi pełną tacę tabletek, do tego zastrzyk, sterydy przeciwzapalne. Przez dziesięć dni nie spałem, korzystałem bez przerwy z tlenu - dodał Marques.

Zakażenie koronawirusem wywołało u Brazylijczyka również inne schorzenia. - Pojawiły się jedno po drugim. Bóle brzucha, nóg. Nie wiadomo skąd. Nagle wystąpiła jakaś alergia, zresztą nadal dziwne pryszcze i bąble na ciele. Piekielnie bolała mnie głowa. Ten wirus zaatakował praktycznie każde miejsce mojego ciała - stwierdził kierowca.

Na pewnym etapie Marques był już pewny śmierci. - Wyglądało to tak, jakby koronawirus się nie poddawał. Myślałem, że umrę i spisałem testament. Po kilku dniach zaczęło się poprawiać, ale bałem się, że to jedynie fałszywy alarm, że za chwilę znów się pogorszy - podsumował.

Były kierowca Minardi obecnie dalej jest w szpitalu. Lekarze są jednak przekonani, że ostatecznie wygra z COVID-19. Jego kondycja po wyleczeniu jest jednak niewiadomą.


Czytaj także:
Hamilton niemal go zniszczył psychicznie
Nie można oczekiwać cudów po Ferrari 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×