- Powiedziałem to już jego ojcu. Lewis musi być ostrożny, bo jest wykorzystywany przez ludzi, którzy wspierają Black Lives Matter i zarabiają na tym pieniądze. Nikt nie wie, dokąd to zaprowadzi - stwierdził w "The Telegraph" Bernie Ecclestone, były szef Formuły 1.
90-latek podkreślił, że gdyby nadal miał coś do powiedzenia w F1, to nie zgodziłby się na demonstracje, jakie miały miejsce przez cały sezon 2020. - Gdybym nadal rządził w F1, na pewno nie byłoby nikogo w koszulkach przeciwko rasizmowi w pobliżu podium. Nie byłoby też klęczenia na polach startowych przed wyścigami - dodał Ecclestone.
Słowa byłego szefa F1 mogą się nie spodobać Lewisowi Hamiltonowi, bo kierowca Mercedesa od kilkunastu miesięcy jest zagorzałym orędownikiem ruchu Black Lives Matter. To właśnie aktualny mistrz świata doprowadził do tego, że Formuła 1 przy okazji każdego wyścigu protestowała przeciwko rasizmowi i nietolerancji.
ZOBACZ WIDEO: NBA. Gortat mógł grać w Los Angeles Lakers i Golden State Warriors. "To był błąd popełniony przeze mnie"
Ecclestone już przed rokiem wypowiadał się krytycznie o tego typu inicjatywach i zwracał uwagę na to, że starty Hamiltona w F1 są najlepszym dowodem na to, że królowa motorsportu nie ma problemu z rasizmem. - Czasem czarni są większymi rasistami niż biali - powiedział wtedy Brytyjczyk.
Hamilton nie pozostał dłużny Ecclestone'owi i jego wywiad w CNN nazwał wtedy "pokazem ignorancji" i "niewiedzy".
Kierowca Mercedesa twierdzi przy tym, że walka o prawa osób wykluczonych stanowi dla niego dodatkową motywację, gdy wsiada za kierownicę bolidu F1. - Miałem w tym roku dodatkową energię, by wygrywać i osiągać metę w wyścigach. To była inna motywacja niż w przeszłości. Chciałem odnosić sukcesy, by nagłośnić sprawę Black Lives Matter - mówił Hamilton, gdy odbierał nagrodę dla sportowca roku 2020 BBC.
Czytaj także:
Zespół z F1 zakontraktował 13-latka
Arystokrata, który jeździł w F1 nie żyje