Gdy Ralf Schumacher debiutował w Formule 1 w sezonie 1997, jego starszy brat Michael miał już na swoim koncie dwa tytuły mistrza świata F1 wywalczone w barwach Benettona. Głośne nazwisko pomogło Niemcowi, czego on sam ma świadomość.
- Bez Michaela i naszego wspólnego menedżera Williego Webera nigdy nie wylądowałbym w F1. Muszę być szczery. Obaj otworzyli mi drzwi. Czy wylądowałbym w zespole fabrycznym Opla w Formule 3, gdyby nie mój brat? Mało prawdopodobne - powiedział w "F1 Insider" Ralf Schumacher.
45-latek podkreśla jednak, że w ostateczności musiał udowodnić swoją wartość na torze. - Musiałem notować dobre wyniki. Wygrałem wyścig w Makau, który uznawany jest za mistrzostwa świata Formuły 3. Zwyciężyłem Formułę 3000 w Japonii, a to nie było łatwe dla obcokrajowca. Wykorzystałem szansę daną mi od losu - stwierdził młodszy z braci Schumacherów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę
W trakcie swojej kariery Ralf Schumacher wygrał sześć wyścigów F1, dwukrotnie kończył mistrzostwa na czwartej pozycji w klasyfikacji kierowców. Niemcowi nadano przydomek "Rolex Ralf", a po latach były kierowca postanowił wyjaśnić, skąd wzięło się to określenie.
- Po wygraniu mistrzostw w Japonii McLaren-Mercedes zaproponował mi testy na Hockenheim. Już wtedy byłem pewny zgłoszenia do F1 w barwach Jordana. Wszystko szło w dobrym kierunku. Przed testami razem z Willi Weberem odwiedziliśmy jego dawnego przyjaciela, który sprzedawał zegarki. Pokazał mi Rolex Daytonę ze skórzanym paskiem i złoto-czarną tarczą - opowiedział Schumacher.
- Kupiłem ten zegarek, założyłem go i pojechałem z nim na Hockenheim. Byłem tam umówiony na wywiady, ale nie wszystko zgrało się z czasem. Dziennikarz jednego z tabloidów z Kolonii miał obiecaną rozmowę, ale do niej nie doszło. Był zły, bo tylko stracił czas. Zobaczył jednak zegarek na moim nadgarstku i zamiast wywiadu napisał artykuł o Rolexie na mojej ręce - podsumował Niemiec.
Czytaj także:
"Zabierzcie stąd politykę". Były mistrz świata o postawie Hamiltona
Pali się grunt pod nogami Bottasa