Alfa Romeo w roku 2018 zyskała mocne wsparcie finansowe, co poskutkowało m.in. zmianą nazwy zespołu, który dotąd funkcjonował w Formule 1 jako Sauber. Szefowie ekipy z Hinwil zakładali, że dzięki kolejnym inwestycjom uda się jej wywalczyć pozycję w środku stawki F1. Tymczasem niezmiernie jest ona na ósmym miejscu w klasyfikacji konstruktorów.
Zdaniem Jana Monchaux, dyrektora technicznego Alfy Romeo, źródło problemów zespołu sięga aż 2017 roku. Wtedy ekipa, jeszcze jako Sauber, nie miała zbyt wielu środków finansowych, ledwo wiązała koniec z końcem i zamykała stawkę F1.
- Wystarczy spojrzeć na historię Saubera. W roku 2017 mieliśmy ostatnią dużą zmianę przepisów w F1. W tamtym czasie z określonych powodów zespół nie mógł prawidłowo wykonywać swojej pracy. Nasz bolid był wtedy o 4,5 s. wolniejszy na okrążeniu od konkurencji. Wciąż cierpimy z tego powodu - powiedział "Auto Motor und Sport" dyrektor techniczny Alfy Romeo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje gwiazdy reprezentacji Polski. Widoki zapierają dech w piersiach
- Kiedy zaczynasz z taką stratą do rywali, gdy nie masz w tym okresie znaczących zmian regulaminowych, to koniec zabawy. Nie jesteś w stanie tego nadrobić. Przecież inne zespoły zimą nie wyjeżdżają na Karaiby, oni też pracują nad swoimi konstrukcjami - dodał Monchaux.
Słowa Monchaux sprawiają, że nie powinna dziwić decyzja Alfy Romeo, by nie rozwijać znacząco tegorocznego bolidu. Zespół Roberta Kubicy woli się skupić na rewolucji technicznej, do której dojdzie w sezonie 2022 (szczegóły TUTAJ).
- Dla nas jest niezwykle ważne, aby nowy bolid znajdował się w środku stawki przy nowych przepisach w F1. Wtedy nie będziemy mieć takich strat do nadrobienia. To podsyca nasze nadzieje, że w kolejnych latach będziemy na lepszej pozycji i nie będziemy już walczyć o to, by uniknąć ostatniego czy przedostatniego miejsca w F1 - podsumował Monchaux.
Czytaj także:
Alfa Romeo już myśli o przyszłości
Aston Martin ma rezerwowego