Charles Leclerc wygrał kwalifikacje do GP Monako, choć tak naprawdę nie wiadomo, czy ustawi się na pole position w wyścigu. 23-latek rozbił się pod koniec Q3 i mocno zniszczył bolid. Dlatego niewykluczone, że Ferrari będzie musiało zmienić skrzynię biegów w jego maszynie (szczegóły TUTAJ).
Wypadek Leclerca w ostatnich minutach sesji doprowadził do wywieszenia czerwonej flagi i przedwczesnego zakończenia kwalifikacji. W ten sposób swoich czasów nie poprawili m.in. Max Verstappen, Valtteri Bottas i Carlos Sainz. Ten ostatni nie ukrywał zresztą złości z tego powodu (szczegóły TUTAJ).
Chociażby w IndyCar obowiązuje przepis, w myśl którego zdobywca pole position traci najlepszy czas okrążenia, jeśli rozbije się w kwalifikacjach. Zdaniem Toto Wolffa, wprowadzenie podobnego rozwiązania w F1 byłoby rozsądne. - Nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest w IndyCar, ale to dość mądra reguła. Dzięki niej można uniknąć nieporozumień - powiedział "The Race" szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk
- Nie sądzę, aby Charles wjechał w bandę celowo, bo stawka była zbyt wysoka. Jednak takie sytuacje wywołują niepotrzebną polemikę, więc taki przepis byłby czymś dobrym. Wtedy w ogóle nie mielibyśmy dyskusji, czy wypadek był celowy - dodał Wolff.
Kibice F1 dobrze jednak pamiętają sytuację z 2006 roku, gdy Michael Schumacher celowo pozostawił bolid na torze w Monako, by wywołać żółte flagi i zepsuć okrążenie kwalifikacyjne Fernando Alonso. Niemca wówczas wykluczono z wyników kwalifikacji i musiał ruszać do GP Monako z pit-lane.
- Podobnie jak w przypadku wszystkich wypadków w Monako, tylko kierowca wie, co dokładnie się stało. Wątpię, by Charles zrobił to celowo. To uderzenie mogło przecież spowodować jeszcze większe straty w jego bolidzie - podsumował Wolff.
Czytaj także:
F1 robi krok wstecz. Hamilton ma swoje zdanie
Atak na posiadłość gwiazdy F1