Sergio Perez jest największym przegranym sprintu kwalifikacyjnego na Silverstone. Podczas sobotniej rywalizacji kierowca Red Bull Racing wypadł z toru i spadł na koniec stawki Formuły 1. W efekcie kierownictwo "czerwonych byków" na ostatnim okrążeniu sprintu poleciło Perezowi zjechanie do garażu, aby nie został on sklasyfikowany na mecie.
W tej sytuacji Perez powinien zająć ostatnie pole startowe w wyścigu F1 o GP Wielkiej Brytanii. Red Bull przed niedzielną rywalizacją postanowił jednak wymienić szereg części w jego bolidzie - zmieniono m.in. tylne skrzydło, wprowadzono modyfikacje w zawieszeniu i chłodzeniu przednich hamulców.
Dodatkowo 31-latek otrzymał nową baterię oraz elektronikę w swoim bolidzie.
Ingerencja mechaników w bolid Pereza sprawiła, że złamano przepisy parku zamkniętego. Dla Meksykanina oznacza to konieczność startu z pit-lane. Kierowca Red Bulla straci tym samym w porównaniu do ruszania z ostatniej pozycji. Biorąc jednak pod uwagę tempo "czerwonych byków", nie powinien on mieć problemów z dogonieniem kierowców z końca stawki F1.
- Wychodząc z zakrętu, zacząłem przyspieszać. Myślę, że to kwestia jechania w brudnym powietrzu, tuż za innym bolidem. W zasadzie byłem tylko pasażerem w momencie tego zdarzenia. Nie mogłem nic zrobić. Kiepski dzień w moim wykonaniu - tak w Sky Sports swoją przygodę ze sprintu kwalifikacyjnego opisał Perez.
Co ciekawe, w piątkowych kwalifikacjach F1 kierowca Red Bulla zajął piąte miejsce i z takiej pozycji ruszał do sprintu kwalifikacyjnego. To pokazuje, jak wiele Perez stracił w następstwie swojego błędu.
Czytaj także:
Zrobiło się gorąco po sprincie w F1
Sędziowie byli bezlitośni dla Russella
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale widok! Polska pięściarka relaksuje się na Karaibach