Chaos - to słowo najlepiej oddaje to, co wydarzyło się na początku GP Węgier. Wyścig został przerwany po ledwie dwóch okrążeniach z powodu karambolu, jaki spowodował Valtteri Bottas w pierwszym zakręcie. Długa przerwa na oczyszczenie toru z resztek rozbitych bolidów sprawiła, że w tym czasie ustały opady deszczu i wysechł asfalt na Hungaroringu.
W efekcie przed restartem niemal wszyscy kierowcy zjechali do alei serwisowej, by zmienić opony przejściowe na slicki. George Russell miał utrudnione zadanie, bo boksy Williamsa znajdowały się na końcu alei serwisowej, gdzie szykowała się już kolejka kierowców do rozpoczęcia wyścigu F1.
Russell po zmianie opon postanowił ominąć stojących kierowców i wyjechał z pit-lane na drugim miejscu - tuż za prowadzącym Estebanem Oconem. Po chwili jednak otrzymał wezwanie od dyrekcji wyścigu, by oddać pozycje wywalczone w alei serwisowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tekturowe łóżka w Tokio robią furorę. Słynna tenisistka pokazała zdjęcia
Dlaczego FIA postąpiła w ten sposób, rezygnując z kary dla Russella? - George zdał sobie sprawę z błędu. Natychmiast po wyjeździe powiedział przez radio, że popełnili błąd wraz z zespołem i powinien się cofnąć za Alonso - wyjawił racingnews365.com Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1.
To Williams sam poinformował Masiego o błędzie kierowcy i zespołu, a także zaproponował oddanie pozycji, co natychmiast miało miejsce.
Stewardzi odstąpili w tej sytuacji od kary ze względu na nietypowe okoliczności. Problemem okazała się lokalizacja garaży Williamsa w alei serwisowej. - Powinni zacząć wyścig z takiej pozycji, jaką zajmowali w momencie wjazdu do pit-lane. Tymczasem usytuowanie stanowiska Williamsa sprawiło, że Russell po pit-stopie praktycznie musiałby ruszać z końca stawki - podsumował Masi.
Czytaj także:
Spowodujesz wypadek, będziesz płacił?
George Russell rozpłakał się po wyścigu