Jaki naprawdę jest Michael Schumacher?

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Michael Schumacher
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Michael Schumacher

Niespełna tydzień pozostał do premiery filmu "Schumacher", który odsłania życie siedmiokrotnego mistrza świata F1. Dzięki niemu dowiadujemy się, jaki był i jest Michael Schumacher. Uderza to, że bliscy mówią o nim głównie w czasie przeszłym.

Michael Schumacher od niemal ośmiu lat nie zabrał głosu publicznie, jego stan zdrowia pozostaje nieznany, choć wiele o sytuacji mówią słowa żony Corinny z dokumentu "Schumacher". - Wszyscy tęsknią za Michaelem, ale on jest tutaj. W inny sposób, ale jest - mówi w filmie małżonka siedmiokrotnego mistrza świata Formuły 1.

To właśnie słowa Corinny Schumacher przykuły największą uwagę mediów i kibiców F1 po przedpremierowych pokazach dokumentu, który 15 września pojawi się na platformie Netflix. Gdzieś z tyłu zostały obrazki prezentujące to, jak niewinny chłopak z Kerpen przerodził się w legendę F1.

Wielki nieobecny

Nie wiadomo, czy dokument "Schumacher" w ogóle by powstał, gdyby nie wypadek we francuskich Alpach pod koniec roku 2013. Produkcja Netfliksa wielokrotnie zwraca bowiem uwagę na to, jak ważne dla Michaela Schumachera było prawo do prywatności, jak chronił bliskich od zainteresowania mediów. To ważne, bo przecież rodzina byłego kierowcy Ferrari od lat broni go przed dziennikarzami, nie chce udzielać informacji o zdrowiu, powołując się właśnie na uszanowanie prywatności.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska mistrzyni i 110 kg ciężaru. Jest moc!

- Tego wieczoru siedzieliśmy na placu i jedliśmy pizzę. Nikt do nas nawet nie podszedł. To był ostatni raz, kiedy nikt nam nie przeszkadzał - mówi Ralf Schumacher, brat Michaela, o wydarzeniach sprzed GP Belgii w roku 1991.

To właśnie wtedy Schumacher zadebiutował w F1. W okolicznościach, które również są gotowym scenariuszem filmowym. Bertrand Gachot został skazany na więzienie za zaatakowanie taksówkarza w Londynie, więc Jordan pilnie poszukiwał kierowcy. Schumacher zapłacił za pierwszy start ok. 150 tys. dolarów, okłamując przy tym szefa ekipy co do tego, czy kiedykolwiek ścigał się na Spa-Francorchamps.

O ile Netflix w serialu o F1 "Drive to survive" szuka dramatów i podkręca niejednokrotnie pewne zdarzenia, o tyle film "Schumacher" pozwala nieco inaczej spojrzeć na karierę Niemca. Tu nie trzeba niczego sztucznie podgrzewać. Obecne pokolenie, masowo korzystające z platform streamingowych, nie ma prawa kojarzyć "Schumiego" z torów F1, ale nie powinno się fałszować jego obrazu.

Nawet jeśli najwięcej emocji budzą, co zrozumiałe, słowa Corinny Schumacher o stanie zdrowia męża po fatalnym wypadku, to widz oglądający dokument zyskuje też dostęp do wielu ekskluzywnych materiałów - archiwalnych nagrań spoza toru, filmów rodzinnych. W żadnym momencie nie otrzymujemy jednak aktualnego komentarza głównego bohatera, co jest w tej historii najsmutniejsze.

Chciał uniknąć sławy

Szokować mogą niektóre słowa z przeszłości Schumachera. Jak choćby te, gdy mówi o chęci uniknięcia sławy i rozgłosu po dołączeniu do F1, a mówimy o kierowcy, którego kontrakt z Ferrari kilka lat później opiewał na rekordową wówczas kwotę ok. 80 mln dolarów za sezon. Czyniło to wtedy z Niemca najlepiej zarabiającego sportowca na świecie.

Szukający sensacji mogą poczuć się zawiedzeni, bo "Schumacher" nie prezentuje żadnych aktualnych ujęć z udziałem wielkiego kierowcy. To też zrozumiałe - obrazki najpewniej byłyby bolesne dla przeciętnego widza, ale też naruszyłyby prawo do prywatności, o którym tyle mówi rodzina 52-latka.

Musimy za to wierzyć w słowa małżonki Schumachera, której zdaniem Michael mocno zmienił się od pierwszych wyścigów w Benettonie, aż po tytuły mistrzowskie w Ferrari. Sukcesy miały bowiem swój koszt i coraz trudniej było uniknąć zainteresowania mediów. Do tego pojawiła się presja i stres wynikające z oczekiwania na kolejne zwycięstwa.

W Benettonie niemiecki kierowca mógł cieszyć się jazdą, był przecież młokosem wkraczającym do F1. W Ferrari stał się wielką gwiazdą tego sportu, która trafiła w machiny korporacji. Zwłaszcza że Włosi od lat nie świętowali tytułu mistrzowskiego. Schumacher miał im przywrócić dawny blask. Do ekipy dołączył w roku 1996, a cel osiągnął dopiero w 2000.

Kontrowersje z udziałem mistrza

Kariera Schumachera naznaczona była nie tylko sukcesami, ale i kontrowersjami. Gdy walczył o tytuł w roku 1994, w Adelajdzie wypadł z toru i uszkodził samochód. Ścigający go Damon Hill miał przez to mistrzostwo na wyciągnięcie ręki. Zdaniem wielu, "Schumi" w tym wyścigu w ostatnim zakręcie celowo doprowadził do zderzenia z Brytyjczykiem, bo wiedział, że tylko tak utrzyma przewagę w klasyfikacji.

Czy tak było naprawdę? Schumacher tej sytuacji skomentować nie może, a sam Hill zabrał głos w dokumencie, ale nie poświęcono mu zbyt wiele uwagi.

"Schumacher" porusza też kwestię wydarzeń z Jerez w roku 1997, gdy Niemiec celowo wjechał w bolid Jacquesa Villeneuve'a, próbując w podobny sposób zabrać Kanadyjczykowi tytuł. Za ten manewr Schumacher został zdyskwalifikowany. Jak po latach Villeneuve patrzy na tę sytuację? Tego nie wiemy, bo mistrz świata F1 z roku 1997 w dokumencie "Schumacher" nie zabiera głosu.

Czy Schumacher w tamtych sytuacjach przesadził? Po latach próbuje go wybielić Ross Brawn, były dyrektor techniczny Benettona i Ferrari, a obecnie dyrektor F1 ds. sportowych. Brytyjczyk przyznaje w dokumencie wprost - kierowca z Niemiec był owładnięty manią perfekcji. Zawsze można było coś zrobić lepiej, zawsze można było wygrać więcej. Przegrywanie przychodziło mu niezwykle trudno.

Zdaniem osób wypowiadających się w "Schumacherze", właśnie rok 1997 miał być punktem kulminacyjnym w karierze Niemca. To właśnie wtedy zaczął on jeszcze mocniej zwracać uwagę na kwestię sprawności, snu, diety. Było to nowinką w F1 w tych czasach. Corinna Schumacher przyznaje nawet w jednej z rozmów, że zdarzało się jej spędzać dłuższe chwile w łazience, by nie zakłócać snu mężowi, bo wszystko było wyliczone co do minuty.

Producenci nie poświęcili większej uwagi późniejszej dominacji Schumachera wraz z Ferrari w F1 w latach 2000-2004, a także nieudanemu powrotowi z Mercedesem w sezonach 2010-2012. Wydaje się jednak, że to nic straconego, bo kariera "Schumiego" obfitowała w tyle momentów, że w przyszłości nadejdzie moment, by przedstawić również tamte wydarzenia. Szkoda jedynie, że sam zainteresowany ich nie skomentuje, a bliscy najpewniej nadal będą o nim mówić w języku przeszłym. Chociaż Michael wciąż żyje.

Czytaj także:
Williams odpalił transferowe petardy w F1! Co z Alfą Romeo?
Żona Michaela Schumachera przerywa milczenie

Komentarze (2)
avatar
steffen
9.09.2021
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jaki jest? A jest? 
avatar
Norat
9.09.2021
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Raczej był.Obecnie to warzywo tylko.