W ostatnich latach nie było w Formule 1 takiej sytuacji, aby w połowie listopada nie rozstrzygnęła się walka wśród konstruktorów. W obecnej kampanii wciąż o tytuł walczą Mercedes i Red Bull Racing. "Czerwone byki" zrobią przy tym wszystko, aby przerwać hegemonię niemieckiego koncernu.
W obecnym sezonie już iskrzyło pomiędzy dwoma zespołami. W Brazylii kamery uchwyciły szefa Mercedesa Toto Wolffa, dającego upust swoim emocjom, gdy jego zespół "powrócił do walki" w GP Sao Paulo. Potyczka pomiędzy dwoma teamami tylko się zaogniła, gdy podczas niedzielnego wyścigu Lewis Hamilton wyprzedził Maxa Verstappena, pozbawiając go prowadzenia w rywalizacji na torze.
"Nie ma relacji"
- Nie ma relacji, jest konkurencja - mówi Christian Horner, cytowany przez motorsport.com, pytany o walkę z Mercedesem i toczącą się wojnę również poza torem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi sprzedaje luksusowy apartament. Zrobi niezły interes
- Ciekawie jest zobaczyć, jak ludzie reagują pod presją. Jak się zachowują, gdy są kwestionowani i w stanie zagrożenia. To zdecydowanie najbardziej polityczna walka o tytuł w naszych czasach w tym sporcie - dodał szef Red Bulla, odnosząc się do niedawnych zachowań Wolffa.
- To co zaczęło się jako boks olimpijski, przeszło w boks zawodowy, a teraz jest to walka MMA. Ale to jest w porządku - skwitował całą dyskusję szef Mercedesa.
Warto przypomnieć, że Mercedes domagał się kary dla Verstappena po GP Sao Paulo i wniósł do sędziów wniosek o ponowne zajęcie się sprawą. Ten jednak został odrzucony. Natomiast Red Bull kwestionuje tylne skrzydło w bolidzie niemieckiej ekipy i uważa je za nielegalne. Naśladuje tym samym Niemców, którzy na początku roku doprowadzili do tego, że "czerwone byki" nie mogą stosować elastycznych tylnych skrzydeł w swoich maszynach.
Takiej walki nie było od lat
Od wielu lat nie było tak zaciętej walki w F1 między zespołami walczącymi o tytuł. Po raz ostatni teamy rywalizowały niemal do ostatniego wyścigu sezonu przeszło dziesięć lat temu. W 2010 roku najlepszy okazał się właśnie Red Bull, nieznacznie wyprzedzając McLarena. Porażka ekipy z Woking otworzyła szansę konkurentom na kilkuletnią dominację. Trwała ona w latach 2010-2013.
Szukając analogii do tegorocznej rywalizacji Mercedesa z Red Bullem, można sięgnąć pamięcią do roku 2007, gdy McLaren rywalizował o tytuł mistrzowski z Ferrari. Wówczas brytyjski zespół na własne życzenie pozbawił się mistrzostwa świata, a powodem była afera szpiegowska. Jak się bowiem okazało, Brytyjczycy posiadali wtyczkę we włoskim zespole i jeden z pracowników donosił im o szczegółach prac zaplanowanych w Maranello. Skończyło się na gigantycznej karze finansowej i wykluczeniu z klasyfikacji mistrzostw.
Wiele wskazuje na to, że w tym roku nic takiego się nie wydarzy, jednak zespoły powinny uważać na wszelkiego rodzaju niestosowne ruchy i zagrania. Szczególnie, że coraz śmielej stajnie spoglądają w kierunku sędziów i szukają różnych możliwości pozasportowej rywalizacji do zyskania przewagi nad konkurentem.
W klasyfikacji konstruktorów przewodzi Mercedes (521,5 pkt.), tuż za nimi plasuje się załoga Red Bulla (510,5 pkt.). Na torze Losail teamy maksymalnie mogą zdobyć 44 "oczka".
Ciąg dalszy wojny w F1. Red Bull grozi Mercedesowi >>
F1: Grand Prix Kataru na żywo. Transmisja TV, stream online. Gdzie oglądać F1? >>