Formuła 1, starając się ściągnąć nowych kibiców na wyścigi, nie ogranicza się już wyłącznie do rywalizacji na torze. W wybranych lokalizacjach, przeważnie bez większych tradycji motorsportowych, organizowane są dodatkowo koncerty największych gwiazd muzyki. Tak też było w ostatni weekend w Arabii Saudyjskiej. Nie obyło się przy tym bez kontrowersji.
Justin Bieber, A$AP Rocky i Jason Derulo - to wykonawcy, którzy zostali zaproszeni do zagrania koncertu w Dżuddzie. Warto dodać, że F1 należy do amerykańskiej spółki Liberty Media, która posiada w swoim portfolio również firmę Live Nation.
Live Nation to ogromna korporacja koncertowa z siedzibą w Beverly Hills, jedna z największych na świecie. Amerykanie, organizując F1 i koncerty, przyrządzają dwie pieczenie na jednym ogniu. Co więcej, udziałowcem spółki jest saudyjski fundusz państwowy. Szacuje się, że posiada on akcje warte nawet 1,4 mld dolarów.
Krytyka gwiazd za koncert
W ostatnich tygodniach organizacje walczące o prawa człowieka kilkukrotnie apelowały do gwiazd, zwłaszcza do Biebera - idola nastolatek, by odwołały swoje występy w Dżuddzie. Ma to związek z oskarżeniami, które kierowane są pod adresem saudyjskiego reżimu. W kraju zakazany jest homoseksualizm, za niektóre przestępstwa grozi kara śmierci, a tamtejsze władze podejrzane są m.in. o tortury i morderstwa.
ZOBACZ WIDEO: Rewolucja w F1. Robert Kubica mówi o tym, co nas czeka
Artyści nie ugięli się pod presją i wyszli na scenie w Dżuddzie. Bieber w kontrowersyjnym czerwonym stroju, zaś Derulo towarzyszyły luźno ubrane tancerki. Jak zauważyło CBC, "jeszcze kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia w ultrakonserwatywnej Arabii Saudyjskiej".
"Koncerty były zakazane, a mężczyźni i kobiety niebędące w związkach małżeńskich byli segregowani w miejscach publicznych" - przypominają Amerykanie.
Jednak organizacja Human Rights Watch nie ma wątpliwości, że działania tego typu mają sprawić, by Zachód zaczął inaczej postrzegać Arabię Saudyjską i przestał zajmować się łamaniem podstawowych praw w tym państwie. - To jasne, że Justin Bieber i inni celebryci są wykorzystywani przez Arabię Saudyjską, by odwrócić wzrok od tego kraju i powszechnego łamania praw człowieka - powiedziała w "The Current" Farida Deif, dyrektorka Human Rights Watch.
#SaudiArabia's regime uses #F1 to launder its horrible human rights record.
— Jan Kooy (@KooyJan) November 18, 2021
Will @justinbieber @jasonderulo @asvpxrocky @davidguetta support #MBS, or publicly speak up for human rights defenders?
Be like @NICKIMINAJ!
https://t.co/RFqGa6KyPK#SaudiArabianGP#SaudiRegrets pic.twitter.com/UgD3jyYfLE
Gwiazdy milczą
Justin Bieber ani razu nie odniósł się do żądań różnych organizacji, by odwołać koncert w Arabii Saudyjskiej. Nie zrobił też tego ze sceny. W tym różni się od największych gwiazd F1, bo chociażby Lewis Hamilton miał odwagę, by powiedzieć, że sytuacja w tym kraju jest "przerażająca".
Dość powiedzieć, że po Los Angeles jeździły ostatnio samochody i ciężarówki wyposażone w specjalne banery, w których błagano Biebera o odwołanie koncertu w Arabii Saudyjskiej.
Do kanadyjskiego piosenkarza apelowała nawet Hatice Cengiz, narzeczona zamordowanego przez saudyjski reżim w 2018 roku dziennikarza Jamala Khashoggiego. Wzywała ona Biebera do tego, by "wysłał światu potężny przekaz, że jego imię i talent nie zostaną użyte jako forma legitymowania reżimu, który zabija swoich krytyków".
"Nie śpiewaj dla morderców mojego ukochanego Jamala. Proszę, powiedz coś i potęp jego zabójcę, księcia Mohammeda ibn Salmana. Twój głos usłyszą miliony" - błagała Cengiz. Na marne.
Książę Mohhamed ibn Salman polecił stworzyć program Vision 2030, który ma pokazać, jak wyglądać będzie Arabia Saudyjska w przyszłości. Promować go mają m.in. wydarzenia sportowe, stąd coraz więcej imprez odbywa się na Półwyspie Arabskim. Szacuje się, że saudyjski reżim jest gotów wydać aż 1,5 mld dolarów na różnego rodzaju imprezy - wyścigi F1, walki bokserskie, Rajd Dakar czy nawet piłkarskie mistrzostwa świata w roku 2030.
Saudyjska młodzież świetnie się bawiła
Nie są znane kwoty, jakie za występ przy okazji wyścigu F1 otrzymali Bieber, A$AP Rocky czy Derulo, ale pod sceną na torze w Dżuddzie nie brakowało młodych twarzy. Na zawodach o GP Arabii Saudyjskiej obecny był m.in. książę Mohammed, czyli następca tronu. To on ma być głównym motorem napędowym zmian w kraju.
Książę Mohammed bawił się też podczas koncertu, pozował do zdjęć z młodymi Saudyjkami. Już w 2018 roku następca tronu był chwalony za niektóre zmiany w państwie. Równocześnie zamordowany dziennikarz w felietonach dla "Washington Post" zwracał uwagę na to, że nie wszystko wygląda tak kolorowo.
By performing without calling out Saudi Arabian human rights abuses, @justinbieber and others are helping whitewash the Saudi government’s reputation. https://t.co/k9NNNULnm8
— Human Rights Watch (@hrw) December 3, 2021
Khashoggi podkreślał, że książę Mohammed nie liczy się z krytykami, że aktywistki działające na rzecz praw kobiet są więzione, że do cel trafiają też pisarze, duchowni i ekonomiści, którym jest nie po drodze z reżimem. Dziennikarz zapłacił za to najwyższą cenę - został zabity przez saudyjskich agentów.
Z dokumentów amerykańskiego wywiadu, na których publikację zgodziła się niedawno administracja Joe Biden, wynika, że książę Mohammed zatwierdził operację zabicia niewygodnego dziennikarza. Sam zainteresowany utrzymuje jednak, że nie miał o niej żadnej wiedzy.
Czytaj także:
Czy Max Verstappen udźwignie presję? To kluczowe pytanie
Formuła 1 jak UFC. "To było hollywoodzkie show"