Nerwowe oczekiwanie na ruch Mercedesa. Zegar tyka
Mercedes zapowiedział, że złoży apelację, po tym jak sędziowie odrzucili protest tej ekipy ws. GP Abu Zabi. Formalnie zespół ciągle tego nie zrobił, a w F1 trwa nerwowe oczekiwanie. Kolejny z prawników przekonuje, że Niemcy mają solidne argumenty.
Oba protesty zostały odrzucone, ale jeszcze w niedzielę ekipa z Brackley zapowiedziała, że złoży apelację ws. sytuacji z oddublowaniem się kierowców. Ten ruch pozwolił bowiem zbliżyć się Verstappenowi do Hamiltona i rozpocząć atak w momencie, gdy doszło do wznowienia rywalizacji.
Prawnicy za Mercedesem
Jeden z brytyjskich prawników stwierdził już, że Mercedes ma "solidne argumenty" w sytuacji, gdy sprawa trafi do międzynarodowego arbitrażu. Nadal jednak nie wiadomo, na co zdecyduje się niemiecka ekipa. Formalnie ma ona bowiem 96 godzin na złożenie stosownych dokumentów. Połowa tego czasu upłynęła, a w padoku F1 pojawiają się plotki, że zespół ostatecznie zrezygnuje z batalii prawnej, bo straciłby na niej wizerunkowo.
ZOBACZ WIDEO: Rewolucja w F1. Robert Kubica mówi o tym, co nas czekaTymczasem Nicholas Bamber, zajmujący się sporami prawnymi i handlowymi w Penningtons Manches Cooper LLP, również uważa argumenty Mercedesa za solidne.
- Decyzja dyrektora wyścigowego Michaela Masiego i interpretacja regulaminu sportowego przez sędziów została zakwestionowana zarówno przez kierowców, ekspertów, jak i prawników - powiedział racefans.net Bamber, zwracając uwagę na to, że niektórzy kierowcy F1 byli zaskoczeni decyzją o zgodzie na oddublowanie się.GP Eifel precedensem?
Sędziowie odrzucając protest Mercedesa stwierdzili, że dyrektor wyścigowy F1 może dobrowolnie zarządzać procedurami podczas neutralizacji. Uznali oni, że Masi nie popełnił błędu pozwalając na oddublowanie się i wyprzedzenie samochodu bezpieczeństwa przez część kierowców.
Nicholas Bamber przypomniał jednak wydarzenia z GP Eifel z roku 2020, kiedy to Masi w podobnych okolicznościach stwierdził, że "w przepisach sportowych jest wymóg, że wszystkie zdublowane bolidy muszą wyprzedzić samochód bezpieczeństwa, zanim ten powróci do alei serwisowej i wyścig rozpocznie się na nowo".
- Dlatego okres, w którym samochód bezpieczeństwa znajdował się na torze był nieco dłuższy, niż byśmy tego chcieli - mówił w mediach Michael Masi po ubiegłorocznym GP Eifel, co zdaniem brytyjskiego prawnika jest dowodem na to, że dyrektor wyścigowy F1 nie ma jednak wyższej mocy niż przepisy dotyczące samochodu bezpieczeństwa ujęte w artykule 48.12.- W związku z tym istnieje solidna podstawa prawna, do której Mercedes mógłby się odwołać w sądzie - ocenił Bamber.
Masi nie poradził sobie z presją?
Bamber uważa, że w razie sporu przed międzynarodowym trybunałem, FIA użyłaby argumentacji, iż dyrektor wyścigowy F1 działał pod presją czasu ze względu na spodziewany koniec rywalizacji. Światowa federacja może bronić stanowiska Australijczyka, który chciał, by wyścig zakończył się w sposób bezpieczny, a losy tytułu rozstrzygnęły się pomiędzy samymi zainteresowanymi w bezpośredniej bitwie.
FIA może się przy tym powołać na doktrynę prawa, która w tego typu sytuacjach odsyła do "pola gry".
- Jednak biorąc pod uwagę niekonsekwencję w procesie podejmowania decyzji w tym wyścigu, jak również analizując podobne tego typu zdarzenia w przeszłości, wydaje się to nieprzekonujące - ocenił prawnik w rozmowie z racefans.net.
Smaczku sytuacji dodaje komunikacja radiowa, którą mogli usłyszeć kibice podczas transmisji F1. Szef Red Bull Racing telefonował do Masiego i żądał od niego zgody na oddublowanie się części kierowców. W tej samej sprawie z dyrektorem wyścigowym łączył się szef Mercedesa, który miał odmienne żądania.Wszystko wskazuje jednak na to, że wkrótce to się skończy. Formuła 1 chce od sezonu 2022 zakazać komunikacji pomiędzy szefami ekip a dyrekcją wyścigu.
Czytaj także:
Prawnik ostrzega FIA. Dojdzie do zmiany wyników w F1?
"Zbolałe przegrywy". Red Bull atakuje Mercedesa