Nerwowe oczekiwanie na ruch Mercedesa. Zegar tyka

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Lewis Hamilton (po lewej) i Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Lewis Hamilton (po lewej) i Max Verstappen

Mercedes zapowiedział, że złoży apelację, po tym jak sędziowie odrzucili protest tej ekipy ws. GP Abu Zabi. Formalnie zespół ciągle tego nie zrobił, a w F1 trwa nerwowe oczekiwanie. Kolejny z prawników przekonuje, że Niemcy mają solidne argumenty.

Mercedes po GP Abu Zabi złożył dwa protesty - pierwszy dotyczył sytuacji, w której Max Verstappen minimalnie wyprzedził Lewisa Hamiltona podczas jazdy za samochodem bezpieczeństwa. Kolejny poruszał kwestię decyzji Michaela Masiego, który pozwolił części kierowców na oddublowanie się.

Oba protesty zostały odrzucone, ale jeszcze w niedzielę ekipa z Brackley zapowiedziała, że złoży apelację ws. sytuacji z oddublowaniem się kierowców. Ten ruch pozwolił bowiem zbliżyć się Verstappenowi do Hamiltona i rozpocząć atak w momencie, gdy doszło do wznowienia rywalizacji.

Prawnicy za Mercedesem

Jeden z brytyjskich prawników stwierdził już, że Mercedes ma "solidne argumenty" w sytuacji, gdy sprawa trafi do międzynarodowego arbitrażu. Nadal jednak nie wiadomo, na co zdecyduje się niemiecka ekipa. Formalnie ma ona bowiem 96 godzin na złożenie stosownych dokumentów. Połowa tego czasu upłynęła, a w padoku F1 pojawiają się plotki, że zespół ostatecznie zrezygnuje z batalii prawnej, bo straciłby na niej wizerunkowo.

ZOBACZ WIDEO: Rewolucja w F1. Robert Kubica mówi o tym, co nas czeka

Tymczasem Nicholas Bamber, zajmujący się sporami prawnymi i handlowymi w Penningtons Manches Cooper LLP, również uważa argumenty Mercedesa za solidne.

- Decyzja dyrektora wyścigowego Michaela Masiego i interpretacja regulaminu sportowego przez sędziów została zakwestionowana zarówno przez kierowców, ekspertów, jak i prawników - powiedział racefans.net Bamber, zwracając uwagę na to, że niektórzy kierowcy F1 byli zaskoczeni decyzją o zgodzie na oddublowanie się.

Mercedes kwestionuje tytuł dla Verstappena (fot. Red Bull)
Mercedes kwestionuje tytuł dla Verstappena (fot. Red Bull)

- W odpowiedzi na protest Mercedesa, sędziowie stwierdzili, że artykuł 15.3 regulaminu sportowego F1 daje dyrektorowi wyścigowemu carte blanche do kontrolowania sposobu wykorzystania samochodu bezpieczeństwa. W ich mniemaniu, ten artykuł stoi wyżej niż procedura dotycząca samochodu bezpieczeństwa opisana w artykule 48.12. Jednak ta interpretacja wydaje się niezgodna z przepisami - dodał Bamber.

GP Eifel precedensem?

Sędziowie odrzucając protest Mercedesa stwierdzili, że dyrektor wyścigowy F1 może dobrowolnie zarządzać procedurami podczas neutralizacji. Uznali oni, że Masi nie popełnił błędu pozwalając na oddublowanie się i wyprzedzenie samochodu bezpieczeństwa przez część kierowców.

Nicholas Bamber przypomniał jednak wydarzenia z GP Eifel z roku 2020, kiedy to Masi w podobnych okolicznościach stwierdził, że "w przepisach sportowych jest wymóg, że wszystkie zdublowane bolidy muszą wyprzedzić samochód bezpieczeństwa, zanim ten powróci do alei serwisowej i wyścig rozpocznie się na nowo".

- Dlatego okres, w którym samochód bezpieczeństwa znajdował się na torze był nieco dłuższy, niż byśmy tego chcieli - mówił w mediach Michael Masi po ubiegłorocznym GP Eifel, co zdaniem brytyjskiego prawnika jest dowodem na to, że dyrektor wyścigowy F1 nie ma jednak wyższej mocy niż przepisy dotyczące samochodu bezpieczeństwa ujęte w artykule 48.12.

Puchar za mistrzostwo ostatecznie trafił do Verstappena (fot. Red Bull)
Puchar za mistrzostwo ostatecznie trafił do Verstappena (fot. Red Bull)

Dlatego zdaniem prawnika, mogło w tej sytuacji dojść do złamania Międzynarodowego Kodeksu Sportowego, zwłaszcza artykułu 1.1.1. Stanowi on, że przepisy mają być egzekwowane "w oparciu o fundamentalne zasady bezpieczeństwa i z poszanowaniem sportowej sprawiedliwości".

- W związku z tym istnieje solidna podstawa prawna, do której Mercedes mógłby się odwołać w sądzie - ocenił Bamber.

Masi nie poradził sobie z presją?

Bamber uważa, że w razie sporu przed międzynarodowym trybunałem, FIA użyłaby argumentacji, iż dyrektor wyścigowy F1 działał pod presją czasu ze względu na spodziewany koniec rywalizacji. Światowa federacja może bronić stanowiska Australijczyka, który chciał, by wyścig zakończył się w sposób bezpieczny, a losy tytułu rozstrzygnęły się pomiędzy samymi zainteresowanymi w bezpośredniej bitwie.

FIA może się przy tym powołać na doktrynę prawa, która w tego typu sytuacjach odsyła do "pola gry".

- Jednak biorąc pod uwagę niekonsekwencję w procesie podejmowania decyzji w tym wyścigu, jak również analizując podobne tego typu zdarzenia w przeszłości, wydaje się to nieprzekonujące - ocenił prawnik w rozmowie z racefans.net.

Smaczku sytuacji dodaje komunikacja radiowa, którą mogli usłyszeć kibice podczas transmisji F1. Szef Red Bull Racing telefonował do Masiego i żądał od niego zgody na oddublowanie się części kierowców. W tej samej sprawie z dyrektorem wyścigowym łączył się szef Mercedesa, który miał odmienne żądania.

Formuła 1 od wielu lat nie widziała tak emocjonującego finiszu (fot. Red Bull)
Formuła 1 od wielu lat nie widziała tak emocjonującego finiszu (fot. Red Bull)

- Niedawny ruch F1, aby komunikacja radiowa FIA między zespołami a dyrektorem wyścigowym była prezentowana podczas transmisji, zapewnił większe show. Jednak uwypukliła też problemy i pokazała, jak wątpliwe są komunikaty ekip do dyrekcji wyścigowej. To niezwykłe, że przedstawiciele zespołów mają bezpośredni kontakt z sędziami podczas zawodów - ocenił Bamber.

Wszystko wskazuje jednak na to, że wkrótce to się skończy. Formuła 1 chce od sezonu 2022 zakazać komunikacji pomiędzy szefami ekip a dyrekcją wyścigu.

Czytaj także:
Prawnik ostrzega FIA. Dojdzie do zmiany wyników w F1?
"Zbolałe przegrywy". Red Bull atakuje Mercedesa

Źródło artykułu: