Była połowa 2008 roku, gdy Robert Kubica wygrał GP Kanady w Formule 1. Był to pierwszy sukces Polaka w F1, który po tym zwycięstwa został liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Pech krakowianina polegał na tym, że była to też pierwsza wiktoria BMW Sauber, a szefowie zza biurek w Monachium uznali, że zrealizowali tym samym cel na ten sezon.
Podczas gdy Kubica zostawał liderem F1, w siedzibie firmy zapadły decyzje, by nie rozwijać bolidu i w całości skupić się na kolejnym sezonie. BMW Sauber wierzyło, że tą odważną decyzją paradoksalnie zwiększa swoje szanse na tytuł w roku 2009. Tymczasem kolejna konstrukcja okazała się zupełnie nieudana i doprowadziła do odejścia firmy z królowej motorsportu.
Po latach decyzję BMW, by nie wspierać Roberta Kubicy w walce o tytuł, uznaje się za jedną z najdziwniejszych w F1. Nie potrafił jej też zrozumieć Mike Krack, ceniony niemiecki inżynier, jeden z budowniczych niezwykle udanego bolidu w sezonie 2008. Krack, rozczarowany korporacyjnymi rządami w BMW Sauber, na znak protestu odszedł z firmy.
Kubica i Krack mieli rację
Fiasko sezonu 2009 sprawiło, iż BMW opuściło F1 i sprzedało zespół. Szefowie firmy w Monachium zdali sobie też sprawę, że Kubica i Krack mieli rację, gdy krytykowali decyzję o nierozwijaniu bolidu we wcześniejszej kampanii. Niemiecki producent przyznał się niejako do błędu, składając Krackowi propozycję powrotu do firmy. Już nie w roli inżyniera zespołu F1, a osoby odpowiedzialnej za program wyścigowy BMW w DTM.
ZOBACZ WIDEO: To się nazywa gest! Gwiazda sportu pochwaliła się luksusowym prezentem
Z czasem Niemiec doczekał się awansu na stanowisko szefa działu motorsportowego BMW, aż w końcu postanowił szukać szczęścia gdzie indziej. Na początku 2022 roku został ogłoszony szefem Aston Martina w Formule 1. W zespole z Silverstone spróbuje dokonać tego, czego nie udało mu się z Kubicą w BMW Sauber.
- Podobieństwa do czasów BMW są rażące. Gdy widzę zespół z Silverstone, to mam przed oczami sytuację z BMW Sauber. Tam też czasem osiągaliśmy wyniki ponad stan. Byliśmy małym zespołem, w który nagle zainwestował gigant spod znaku BMW i pojawiły się możliwości, jakich nigdy wcześniej nie mieliśmy - powiedział Krack na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami jako szef Aston Martina.
Ekipa z Silverstone przez lata była cichą myszką w F1. Startowała pod różnymi nazwami, miewała problemy z budżetem. Aż zainwestował w nią miliarder Lawrence Stroll, dokonał jej rebrandingu i nakreślił ambitne plany.
- W Aston Martinie widzę podobieństwa do BMW. To sprawiło, że oferta pracy tutaj stała się atrakcyjna. Mamy świetną grupę ludzi, która potrafi wykorzystywać swoje talenty - dodał niemiecki inżynier.
Uniknąć korporacyjnego ładu
Doświadczenia związane ze straconą szansy Kubicy na tytuł w roku 2008 mocno dotknęły Kracka. Na tyle, że w nowym środowisku Niemiec nie chce powtórzyć błędu poprzedniego pracodawcy. - Nie jesteśmy producentem silnika, to różnica względem BMW. Mamy dość zwięzłą strukturę zarządzania, potrafimy szybko reagować i jesteśmy bardzo elastyczni. Mamy możliwość szybkiego podejmowania decyzji - wyjaśnił.
- W BMW mieliśmy nakreślony pięcioletni plan rozwoju i podchodzono do niego w sposób bardzo korporacyjny. W Aston Martinie musimy tego uniknąć za wszelką cenę. Na obecnym etapie mamy wszystko to, czego potrzebujemy. Sukces nie przychodzi jednak sam, musimy podejmować właściwe decyzje - dodał Krack.
Nowemu szefowi Aston Martina powinny pomagać decyzje właściciela zespołu. Lawrence Stroll od kilkunastu miesięcy ściąga do niego cenionych inżynierów, m.in. z szeregów Red Bull Racing, Mercedesa, McLarena czy Alfy Romeo.
Jednak wymagania kanadyjskiego miliardera doprowadziły też do napięć. To z tego powodu na początku 2022 roku wypowiedzeniem rzucił Otmar Szafnauer, który zarządzał ekipą z Silverstone przez lata. Na dodatek właściciel Aston Martina w roli super doradcy zatrudnił Martina Whitmarsha, który w przeszłości odnosił sukcesy w F1 z McLarenem i Lewisem Hamiltonem.
Krack nie przewiduje jednak, aby miał problemy w relacjach ze Strollem czy Whitmarshem. - Potrafię łączyć ludzi. Nie mamy do wykonania pracy, która trwa pięć minut, wręcz przeciwnie. Czasem możesz zebrać w zespole bardzo bystre osoby, ale brak odpowiedniej współpracy sprawi, że nie będzie z tego efektów - oznajmił Niemiec.
- Potrzebna jest równowaga. Zespół jest najważniejszy. Mamy wielu pracowników i każdy musi ciągnąć w tę samą stronę. Odpowiedni duch współpracy i nastawienie będą kluczowe - podsumował nowy szef Aston Martina.
Czytaj także:
Sport nie powstrzyma wojny. Mistrz zaapelował do polityków ws. Ukrainy
Koniec Rosjanina w F1? Nowe ustalenia