Jeszcze nie tak dawno zespoły Formuły 1 potrafiły mocno zmienić wygląd swoich bolidów między zimowymi testami a pierwszym wyścigiem. Obecnie sytuacja wygląda jednak inaczej, bo ekipy mają do wydania maksymalnie 140 mln dolarów. Co więcej, przepisy nie uwzględniały szalejącej inflacji, napędzanej kryzysem wywołanym przez koronawirusa i wojną w Ukrainie.
Red Bull Racing zapowiedział już, że pod koniec kwietnia odchudzi swój bolid, a zmniejszenie masy o ok. 8 kg będzie kosztować "czerwone byki" ponad 2,2 mln dolarów. Może to być ważny czynnik w kontekście walki z Ferrari. Zwłaszcza że Włosi na razie zamierzają czekać z poprawkami do samochodu.
- Nie chodzi o to, kiedy będziemy gotowi na wprowadzenie aktualizacji, ale bardziej o kwestię budżetu. Nie możemy wydać wszystkich dostępnych środków od razu w pierwszych wyścigach - powiedział agencji GMM szef włoskiej ekipy, Mattia Binotto.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!
Zdaniem Binotto, najważniejsze jest dobre zrozumienie konstrukcji modelu F1-75 i wprowadzenie zmian w momencie, gdy Ferrari będzie miało pewność, co do ich działania. Tak, aby uniknąć niepotrzebnego wydania środków. - Dlatego nie wprowadzimy znaczących poprawek przy okazji kolejnego wyścigu w Melbourne, ale gdy tylko będziemy mogli poprawić wydajność bolidu, to na pewno to zrobimy - dodał szef Ferrari.
Wpływ na dobrą formę Włochów na starcie sezonu 2022 ma m.in. poprawiony silnik. W tym aspekcie Ferrari wydaje się mieć przewagę nad Red Bull Racing, który zakończył współpracę z Hondą i obecnie zajmuje się jednostkami napędowymi we własnym zakresie. Nowo utworzona spółka Red Bull Powertrains dopiero powstaje od podstaw, a "czerwone byki" częściowo nadal muszą polegać na ludziach z Hondy.
- Ferrari ma teraz zdecydowanie najlepszy silnik w F1. Zdarzało im się to już wcześniej, ale w okresie startów Vettela w tym zespole nie grali do końca czysto. Teraz ich jednostka napędowa znów jest podejrzanie mocno. Dlatego w padoku pojawiają się różne spekulacje na ten temat - ocenił w Sport1 Christian Danner, były kierowca.
Z tyłu za Ferrari i Red Bull Racing został Mercedes. Jednak niemiecki zespół planuje poprawki do modelu W13 na GP Australii. W bolidach George'a Russella i Lewisa Hamiltona zobaczymy inne tylne skrzydło. - W Arabii Saudyjskiej liczyliśmy, że będziemy mieć mniejsze problemy z podskakiwaniem bolidu, bo tamtejszy tor jest nowy i równy. Tak jednak nie było. Nadal nie do końca rozumiemy, co powoduje to zjawisko. To ciągły proces uczenia - powiedział jeden z inżynierów, cytowany przez "Auto Motor und Sport".
Słaba forma Mercedesa sprawia, że w Brackley zdają sobie sprawę z tego, że zespołowi może być trudno o tytuł w sezonie 2022. - Za każdym razem, gdy przyjeżdżasz na wyścig z jakimś problemem, to cierpi rozwój bolidu w innych aspektach. Jednak nie możemy wpaść w taką pułapkę przewidywania i zastanawiania się nad tym, gdzie będziemy latem - powiedział Toto Wolff, szef niemieckiej ekipy.
Czytaj także:
Ferrari jak za czasów Schumachera. Wróciła zwycięska mentalność?
Red Bull straci kierowcę? Stawia konkretne żądania