Red Bulla czekają trudne czasy. Kiepskie nastroje w zespole po GP Australii
Dwie awarie Maxa Verstappena w trzech wyścigach, a do tego coraz większa strata do Ferrari - Red Bull Racing ma nad czym myśleć. Po GP Australii kierownictwo "czerwonych byków" wie, że walka o tytuł mistrzowski może być niemożliwa.
Z powodu usterki, najprawdopodobniej powiązanej z paliwem, aktualny mistrz świata F1 nie dojechał do mety GP Australii i stracił w ten sposób szansę na drugie miejsce. W podobnych okolicznościach Verstappen odpadł też z walki w GP Bahrajnu. W efekcie kierowca Red Bulla ma tylko 25 punktów i zajmuje dopiero szóste miejsce w mistrzostwach.
Równocześnie tempo podkręciło Ferrari. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zespół, po tym jak zdobył więcej danych na temat zachowania modelu F1-75, nieco podkręcił moc silnika. Przełożyło się to na drugą wygraną Charlesa Leclerca w sezonie 2022. Monakijczyk ma już 46 punktów przewagi nad Maxem Verstappenem. To wszystko sprawia, że w Milton Keynes mają niewesołe miny.
ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie- Mamy m.in. problem z wagą bolidu. Pod tym względem jesteśmy nieco lepsi od Ferrari, ale trudno jest nam stworzyć lżejszy samochód, nie przekraczając przy tym wydatków zaplanowanych w ramach limitu finansowego. Myślę, że czekają nas trudne czasy - przyznał w niemieckim Sky Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
- Byliśmy nieco zaskoczeni tym, jak szybkie było Ferrari. Nie zużywali tak mocno opon jak my. Ferrari jechało we własnej lidze, a my zostaliśmy w tyle, choć na pewno trzeba pochwalić Pereza za świetny wyścig - dodał 78-letni Austriak.
Wcześniej Marko obiecywał, że Red Bull na GP Emilia Romagna w drugiej połowie kwietnia przygotuje szereg poprawek, które odchudzą bolid o 8-10 kg. Miałoby to kosztować ekipę z Milton Keynes ponad 2,2 mln dolarów. Równocześnie kilka zbędnych kilogramów ze swojego samochodu "zrzucić" planuje również Ferrari.
Czytaj także:
"Co stanie się z tymi pieniędzmi?". Vettel nie dowierza w karę od sędziów
"Chcecie sprawdzić moje genitalia? Proszę bardzo". Szok w F1