W tym artykule dowiesz się o:
Totalna dominacja Mercedesa
Testy zimowe F1 w Barcelonie nie wskazywały na tak dużą dominację Mercedesa nad resztą stawki. Tymczasem zespół z Brackley już przed wakacjami wypracował taką przewagę, że w fabryce niemieckiego zespołu powoli można chłodzić szampany.
Mercedes pobił rekord wszech czasów F1, zaczynając sezon od pięciu dubletów. Dopiero w Grand Prix Monako, czyli szóstej rundzie mistrzostw, Sebastian Vettel był w stanie przedzielić Lewisa Hamiltona i Valtteriego Bottasa. Na pierwszą porażkę niemieckiej ekipy musieliśmy czekać do dziewiątego wyścigu, gdy w Austrii zwycięstwo odniósł Max Verstappen.
Mercedes wygrał do tej pory 10 z 12 wyścigów F1. Te liczby mówią wszystko. Zespół pewnie zmierza po szósty tytuł z rzędu w klasyfikacji konstruktorów i kierowców. To będzie absolutny rekord.
Verstappen goni Hamiltona
Ostatnio w Formule 1 rozgorzała dyskusja, czy Max Verstappen prześcignął umiejętnościami Lewisa Hamiltona. To najlepszy dowód na to, że Holender zanotował imponujący wzrost formy. 21-latek jest bliski drugiego miejsca w klasyfikacji F1 i wyprzedzenia Valtteriego Bottasa, choć dysponuje znacznie gorszym samochodem.
Verstappen był w stanie wykorzystać słabsze momenty Mercedesa i wygrać wyścigi w Austrii i Wielkiej Brytanii. W deszczowych warunkach na Silverstone nie popełnił tak rażących błędów jak chociażby Hamilton. Przełamał też serię zwycięstw Brytyjczyka na mokrej nawierzchni.
Fanom F1 pozostaje jedynie żałować, że Verstappen nie dysponuje tak konkurencyjnym samochodem jak jego starszy kolega. Wtedy oglądalibyśmy w F1 epicką walkę.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Ferrari największym rozczarowaniem
Gdy zimą Ferrari wykręciło rekordowe czasy podczas testów w Barcelonie, na twarzach kibiców włoskiej ekipy rysował się błogi uśmiech. Jednak już pierwszy wyścig sezonu w Australii pokazał, w jak dużym błędzie tkwili inżynierowie i szefostwo stajni z Maranello.
Włosi zbudowali samochód, który jest szybki na prostych, a fatalnie spisuje się w zakrętach. Torów, na których model SF90 może być konkurencyjny, jest niewiele w kalendarzu. Efekt? Zamiast przerwania dominacji Mercedesa, brak zwycięstwa w dotychczas rozegranych wyścigach.
Aby przypomnieć sobie tak słabą kampanię w wykonaniu Ferrari, należy cofnąć się pamięcią o kilka lat. I to wszystko w momencie, gdy doszło do zmiany na stanowisku szefa zespołu, a Mattia Binotto miał być lekiem na całe zło. Jak widać, tak się nie stało.
Ferrari ma też problemy z niezawodnością, która jest kluczowa w F1. W Bahrajnie Charles Leclerc stracił szansę na wygraną wskutek awarii silnika, kwalifikacje w Niemczech zostały zrujnowane przez usterki w obu samochodach. Do tego, co stało się już tradycją, w kilku wyścigach Ferrari popełniło błędy strategiczne.
Bez przełomu w Williamsie
Williams podchodził do sezonu z ogromnymi nadziejami i zapowiedzią wyciągnięcia wniosków po fatalnej kampanii 2018. Do weryfikacji słów szefów ekipy z Grove doszło bardzo szybko, bo już podczas zimowych testów George Russell i Robert Kubica musieli czekać ponad dwa dni, by ich samochód w ogóle był gotowy do jazdy.
Dlatego zamiast przełomu, mamy jeszcze większy regres. W kategoriach cudu należy określić zdobycie przez Kubicę punktu w Grand Prix Niemiec, bo większość ekspertów typowała, że brytyjska stajnia zakończy sezon z zerowym dorobkiem. O wyrównaniu wyniku sprzed roku (7 punktów) można tylko pomarzyć.
Williams zapowiada, że po przerwie wakacyjnej będzie wprowadzać kolejne poprawki do swojego samochodu. Jednak rywale nie śpią i też pracują nad ulepszeniami. Dlatego nadzieja na nagłą poprawę formy jest minimalna.
Blaski i cienie powrotu Kubicy
Powrót Roberta Kubicy do F1 po ponad ośmiu latach był wielkim wydarzeniem, ale polscy fani szybko zostali sprowadzeni na ziemię za sprawą fatalnej formy Williamsa. To sprawia, że bardzo trudno ocenić występy 34-latka. Już sama obecność Polaka w stawce 20 najlepszych kierowców świata jest nobilitacją, ale talent Kubicy sprzed wypadku dawał podstawy, by sięgać po coś więcej.
Kubica musiał się liczyć z tym, że jego pierwsze Grand Prix po powrocie będą trudne ze względu na brak znajomości opon i samochodu F1 obecnej generacji. Pewnie zakładał przy tym, że z kolejnymi tygodniami będzie niwelować straty do Russella, a tego nie widać. Młody Brytyjczyk wręcz znokautował Polaka w kwalifikacjach (12:0), niewiele lepiej jest w wyścigach (10:2).
Tutaj dochodzi jednak kolejny aspekt. Nie wiadomo, czy to nagła eksplozja talentu Russella, czy też pomoc ze strony Williamsa. Już kilka razy w tym sezonie byliśmy świadkami tego, że 21-latek był priorytetowo traktowany przez zespół czy to w przypadku strategii, czy też otrzymywania nowych części. Niestety, tendencja ta będzie się już utrzymywać do końca sezonu, bo Russella bronią wyniki i tempo wyścigowe.
Pocieszeniem dla fanów Kubicy jest to, że to właśnie on zdobył punkt dla Williamsa w Grand Prix. Była to pierwsza zdobycz krakowianina po 8 latach 8 miesiącach i 14 dniach przerwy. Co więcej, być może będzie to jedyny punkt brytyjskiego zespołu w obecnej kampanii.
Młodzież daje radę
W tym roku w F1 oglądamy aż czterech debiutantów - George'a Russella, Alexandra Albona, Lando Norrisa i Antonio Giovinazziego. I tylko ten ostatni nie przekonuje swoimi występami. Russell, Albon i Norris pokazali, że mają na tyle talentu, by zadomowić się w F1 na lata.
Imponować może zwłaszcza jazda Albona, który został zakontraktowany przez Toro Rosso jako ostatni w stawce. Tajski kierowca już szykował się do jazdy w Formule E i miał tam podpisane porozumienie z Nissanem. Przez to nie brał udziału m.in. w listopadowych jazdach testowych w Abu Zabi. Dlatego, gdy wsiadał za kierownicę Toro Rosso na początku 2019 był debiutantem w pełni tego słowa znaczeniu.
Z kolei Russell był w stanie zdominować Kubicę w Williamsie, a kilka razy błysnął za kierownicą najgorszego w stawce modelu FW42. Norris w McLarenie rywalizuje na równi z bardziej doświadczonym Carlosem Sainzem.
Haas obiektem żartów
Być może Haas to nawet większy przegrany obecnego sezonu niż Williams, jeśli weźmiemy pod uwagę aspiracje przedsezonowe obu ekip. Amerykanom marzyła się walka o czwarte miejsce w mistrzostwach, a są na dziewiątym w klasyfikacji konstruktorów. Konstrukcja ich samochodu nie współpracuje najlepiej z tegorocznymi oponami Pirelli, co najpewniej będzie już doskwierać kierowcom do końca kampanii.
Haas stał się też obiektem żartów, gdy na jaw wyszły problemy ze sponsorem. Amerykanie jako jedyni w F1 zaufali firmie Rich Energy, która przez wielu (choćby Williamsa) traktowana była jako słup. Producent energetyków, który chciał walczyć z Red Bullem w sklepach i na torze, wypowiedział niedawno umowę sponsorską, a obie strony szykują się na batalię prawną.
Może się okazać, że Haas z obiecanych milionów za sponsoring otrzyma okrągłe zero. I to w sytuacji, gdy dla Rich Energy całkowicie zmienił malowanie swoich samochodów przed sezonem 2019 i przez kilka wyścigów promował brytyjską markę.
Jakby tego było mało, szef zespołu Gunther Steiner ma nie lada problem z kierowcami. Kevin Magnussen i Romain Grosjean zderzyli się w Grand Prix Wielkiej Brytanii i wykluczyli z walki o punkty. Starli się też kilka dni później w Niemczech. Napięcie w Haasie jest tak duże, że najpewniej skończy się wyrzuceniem co najmniej jednego z kierowców po sezonie.