W tym artykule dowiesz się o:
Spokój na giełdzie transferowej
Przed rokiem w F1 byliśmy świadkami ogromnej liczby transferów, bo do roszad doszło m.in. w Ferrari i Red Bull Racing, czyli czołowych ekipach F1. Ponadto właściciela zmienił zespół Racing Point, co pociągnęło za sobą kolejne transakcje.
W tym sezonie ruchu na giełdzie transferowej było mniej. Efekt jest taki, że na dwa wyścigi F1 przed końcem sezonu znamy już składy niemal wszystkich ekip. Wyjątkiem jest jedynie Williams.
W niemieckim zespole sytuacja była jasna, bo Hamilton miał ważny kontrakt na sezon 2020. Za to Bottas zaczynał kampanię ze świadomością, że jego przyszłość w ekipie jest mocno niepewna. Należy bowiem pamiętać, że Fin przed rokiem nie wygrał ani jednego wyścigu w F1.
30-latek zrobił jednak wszystko, by otrzymać kolejną szansę od stajni z Brackley. Na początku roku był w stanie wygrać dwa wyścigi, jako jedyny utrzymywał tempo Hamiltona. Tym zasłużył na nowy kontrakt, co z pewnością nie ucieszyło Estebana Ocona. Francuz miał chrapkę na zajęcie miejsca w Mercedesie. Za dwanaście miesięcy dyskusja o przyszłości Bottasa rozgorzeje jednak na nowo.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Wydawało się, że sytuacja we włoskiej ekipie również jest jasna. Jednak kiepskie wyniki Vettela, który przez wiele miesięcy nie był w stanie wygrać wyścigu F1, doprowadziły do mnóstwa spekulacji. Niektórzy wysyłali 32-latka na emeryturę, inni widzieli go w Red Bullu. Ostatecznie w Maranello nie dojdzie jednak do zmian.
Biorąc pod uwagę coraz wyższą formę Leclerca, może się okazać, że rok 2020 będzie dla Vettela ostatnim w czerwonym samochodzie. Ekipie trudno będzie bowiem pogodzić ambicje obu kierowców. Każdy z nich chce bowiem walczyć o tytuł w F1.
Verstappen był kokietowany przez Mercedesa, który wiedział o klauzuli wydajności w jego kontrakcie. Kilka podiów i wygrane Holendra sprawiły, że nie mógł on przedwcześnie opuścić ekipy i rok 2020 spędzi w Red Bullu. Podobnie jak Albon, który wykorzystał swoją szansę. Taj awansował do głównego zespołu w przerwie wakacyjnej i prezentował na tyle dobre wyniki, że zachował miejsce wśród "czerwonych byków".
W zeszłym roku Francuzi zaskoczyli transferem Ricciardo, tym razem też poszli na zakupy i na najbliższe dwa lata sprowadzili Ocona. To ciekawy ruch, dzięki któremu stajnia z Enstone będzie dysponować bardzo dobrym duetem. Pozostaje pytanie, czy na równie wysokim poziomie będzie samochód Renault w sezonie 2020.
Duńczyk zaczynał sezon ze świadomością, że jego umowa jest ważna na rok 2020 i miał względny spokój. Za to Francuz po raz kolejny nie dostarczał argumentów za przedłużeniem współpracy. Haas prowadził rozmowy m.in. z Nico Hulkenbergiem, ale ostatecznie postawił na Grosjeana. Bez wątpienia wpływ na to miało m.in. wsparcie sponsorskie 33-latka.
Pozytywna niespodzianka sezonu. Sainz zaskoczył formą i pokazał, że może być liderem zespołu. Z kolei Norris udowodnił, że nieprzypadkowo określany jest na Wyspach Brytyjskich wielkim talentem. Dlatego McLaren dość szybko zapowiedział, że obaj kierowcy pozostaną w jego szeregach na sezon 2020.
Kolejny zespół, który utrzymał status quo. W przypadku Strolla to logiczne, bo firma należy do jego ojca. Racing Point nie miał też przesłanek, by kończyć współpracę z Perezem. Meksykanin dostarcza zespołowi sponsorów i punkty, czyli można go nazwać kierowcą idealnym.
Raikkonen podpisał kontrakt do końca 2020 roku, więc jego przyszłość nie była tematem dyskusji. Inaczej było w przypadku Giovinazziego. Wyniki Włocha rozczarowują, ale ostatecznie dostanie on kolejną szansę. Bez wątpienia wpływ na to miał fakt, że 25-latek jest podopiecznym Ferrari. Włosi mają prawo obsadzić jeden fotel w Alfie Romeo.
Stajnia z Faenzy zaczynała sezon z Albonem na pokładzie, ale Taj szybko wypracował sobie bardzo dobrą opinię w padoku F1 i dostał szansę w Red Bullu. Za to do Toro Rosso zdegradowano Gasly'ego, któremu przyjdzie nadal ścigać się w tej ekipie w roku 2020.
Jedyny zespół w stawce, który nie potwierdził składu na sezon 2020. Robert Kubica już pod koniec września zapowiedział, że nie będzie kierowcą tej ekipy w przyszłym roku. Mimo to, Brytyjczycy zwlekają z podaniem nazwiska jego następcy. Biorąc pod uwagę sytuację na rynku, wiele wskazuje, że będzie to Nicholas Latifi. Dla 24-latka oznaczałoby to debiut w F1.