W tym artykule dowiesz się o:
Perfekcyjny scenariusz
Max Verstappen i Lewis Hamilton mają w tej chwili tyle samo punktów. To oznacza, że GP Abu Zabi przyniesie ogromne emocje, bo każdy z nich będzie chciał odnieść zwycięstwo. Nawet sobotnie kwalifikacje podgrzały nam emocje, bo z jednej strony kierowca Red Bull Racing zgarnął pole position, z drugiej - jego rywal z Mercedesa ma przewagę strategiczną wynikającą z opon.
Jedno jest pewne. Biorąc pod uwagę chociażby to, co działo się tydzień wcześniej w GP Arabii Saudyjskiej, czekają nas wielkie emocje. Formuła 1 nie widziała takich od lat. Jednak w przeszłości mieliśmy też kilka pasjonujących finiszy. Oto one.
Łzy Felipe Massy
Wyprzedzanie na ostatnim zakręcie ostatniego okrążenia, w ostatnim wyścigu sezonu - trudno o bardziej emocjonujący finisz sezonu F1. W roku 2008 takie emocje w deszczowym GP Brazylii zapewnili nam Felipe Massa oraz Lewis Hamilton. Ten wyścig zapisał się w historii królowej motorsportu.
Massa startował z pole position i wjeżdżał na metę z przekonaniem, że został mistrzem świata. Jego radość nie trwała jednak długo. Hamilton w strugach deszczu zdołał zyskać jedną pozycję, wyprzedzając Timo Glocka. Ukończenie wyścigu na piątym miejscu dało mu taką liczbę punktów, że to ówczesny kierowca McLarena został mistrzem świata.
Gdzie dwóch się bije
Do bardzo ciekawej sytuacji doszło w roku 1986, bo wtedy przed ostatnim wyścigiem, GP Australii w Adelajdzie, szanse na tytuł mistrzowski miało aż trzech kierowców. Liderem mistrzostw był Nigel Mansell, który potrzebował ledwie trzeciej pozycji, by sięgnąć po czempionat. Jednak Alain Prost i Nelson Piquet nie zamierzali mu ułatwiać tego zadania.
Mansell, który reprezentował wtedy Williamsa, ruszył z pole position, ale po słabym starcie był czwarty. Stawce odjechał Keke Rosberg, któremu szansę na zwycięstwo odebrało przebicie opony na 20 okrążeń przed metą. Dzięki przygodzie Rosberga, Mansell awansował na upragnione trzecie miejsce.
Tyle że okrążenie później to Mansella dopadł pech i w ten sposób Brytyjczyk pożegnał się z nadziejami mistrzowskimi. Williams wezwał Piqueta po świeże opony, aby zminimalizować ryzyko awarii, ale Brazylijczyk nie był już w stanie dogonić Prosta. Francuz, chociaż w końcówce praktycznie nie miał już ogumienia, został mistrzem świata.
Sceny niczym z Hollywood
Finał sezonu 1976 może być znany fanom kina, bo można go było zobaczyć w filmie "Rush" ("Wyścig"), który opowiada o kulisach walki Nikiego Laudy z Jamesem Huntem. To był trudny rok dla Austriaka - ze względu na tragiczny wypadek na Nurburgringu, w którym niemal spłonął on żywcem w bolidzie.
Lauda po krótkiej przerwie powrócił jednak do ścigania i był w tak dobrej formie, że przed GP Japonii miał szansę na tytuł. Austriak miał trzy punkty przewagi nad Brytyjczykiem i wystarczyło mu dojechać do mety przed głównym rywalem, aby sięgnąć po mistrzostwo.
Jednak tamtego dnia na torze Fuji padał ulewny deszcz. Lauda uznał, że warunki są zbyt niebezpieczne i wyścig nie powinien był się odbywać. Po ledwie dwóch okrążeniach zrezygnował z jazdy. W tej sytuacji Hunt miał prostą drogę po mistrzostwo. Wystarczyło mu finiszować na czwartej pozycji. To wydawało się formalnością, bo Hunt długo prowadził.
Jednak gdy opady ustały, a tor zaczął przesychać, deszczowe opony w bolidzie Hunta poddały się. Na 70. okrążeniu zjechał do alei serwisowej z powodu przebicia opony. Na tor powrócił jako piąty. Ten wynik dawał mistrzostwo Laudzie.
Jednak w samej końcówce Hunt dopiął swego - wyprzedził Alana Jonesa i Claya Ragazzoniego. To dało mu upragniony tytuł.
Czy to było celowe?
Rok 1994 został zapamiętany w F1 jako moment śmierci Ayrtona Senny. Przyćmiło to wydarzenia na torze, ale też sprawiło, że tamten sezon musiał wyłonić nową gwiazdę. Przed kończącym zmagania GP Australii Michaela Schumachera i Damona Hilla dzielił tylko jeden punkt.
Schumacher prowadził przez zdecydowaną większość wyścigu, po tym jak dość szybko uporał się ze zdobywcą pole position - Mansellem. Jednak na 36. okrążeniu wydarzył się dramat. Niemiec wypadł z toru i uderzył swoim Benettonem o ścianę. Doszło w nim do uszkodzenia zawieszenia.
Hill był niedaleko Schumachera i dostrzegł swoją szansę. W zakręcie próbował wyprzedzić Niemca, ale ten zaciekle bronił pozycji i doszło do kontaktu. Dla "Schumiego" było to równoznaczne z końcem jazdy. Jego rywal próbował kontynuować ściganie, ale ostatecznie również nie było to możliwe.
Chociaż pojawiły się zarzuty, że Schumacher celowo doprowadził do wypadku, to sędziowie uznali całe zajście za incydent wyścigowy i nie wręczyli kary Niemcowi. Tak "Schumi" po raz pierwszy został mistrzem świata F1.
Dyskwalifikacja Schumachera
To, co uszło na sucho Michaelowi Schumacherowi w roku 1994, trzy lata później miało już zupełnie inny finał. Tym razem ostatni wyścig sezonu rozgrywany był na torze w Jerez. Niemiec wiedział, że nie może przegrać z Jacquesem Villeneuvem, aby zostać po raz trzeci (i pierwszy w barwach Ferrari) mistrzem świata.
Gdy Villeneuve zaczął go wyprzedzać, Schumacher celowo doprowadził do kontaktu. Niemiecki kierowca wypadł z toru i utknął w żwirowej pułapce. Był to koniec jego marzeń. Co więcej, następnie FIA wykluczyła go z wyników całego sezonu, pozbawiając tytułu wicemistrza świata.
Natomiast Villeneuve, pomimo kontaktu z Schumacherem, był w stanie dojechać do mety na trzecim miejscu i został mistrzem świata. To jak dotąd ostatni sukces dla ekipy Williamsa w F1.
Szalona pogoń Vettela
W roku 2012 zobaczyliśmy pasjonujący finisz sezonu w Brazylii. O tytuł walczyli Sebastian Vettel i Fernando Alonso. Niemiec został wtedy najmłodszym trzykrotnym mistrzem świata, ale nie było to zadanie łatwe.
Jak to często bywa na Interlagos, wyścig stał pod znakiem deszczu, chaosu i kolizji. Vettel po kontakcie spadł na ostatnią pozycję, ale później rozpoczął walkę o jak najszybsze odzyskanie kolejnych lokat. Ostatecznie finiszował na mecie jako szósty, co dało mu tytuł mistrzowski.
Alonso w Brazylii był drugi i mistrzostwo świata z Vettelem przegrał o trzy punkty.