Wyczyniał cuda w naszej bramce. Teraz mówi, co trzeba zrobić

PAP / Vladimir Prycek / John Murray (w bramce)
PAP / Vladimir Prycek / John Murray (w bramce)

John Murray dwoił się i troił, by zamurować bramkę Polaków w meczu z Amerykanami. To się jednak nie udało. Bramkarz Biało-Czerwonych podsumował to spotkanie i wybiegł już myślami w przyszłość.

W piątek (17 maja) reprezentacja Polski zmierzyła się z USA na mistrzostwach świata elit. Choć Biało-Czerwoni dzielnie stawiali się zdecydowanie wyżej notowanemu rywali, to jednak musieli pogodzić się z porażką. Amerykanie wygrali 4:1 (relacja dostępna jest pod TYM LINKIEM).

Naszą kadrę przed jeszcze większą porażką uchronił John Murray. Bramkarz reprezentacji Polski wybronił aż 40 strzałów. Po spotkaniu komplementowała była jednak cała drużyna (TUTAJ możesz zapoznać się z głosami ekspertów).

- Zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie. Mieliśmy okazję pokazać swoje umiejętności, nawet na tak wysokim poziomie byliśmy w stanie nawiązać walkę w każdym momencie gry - powiedział Murray, cytowany przez IIHF.

ZOBACZ WIDEO: Czerkawski po karierze miał mnóstwo zajęć. Teraz zdradza, kim jest dziś

Do tej pory Polacy na swoim koncie zgromadzili jeden punkt. Na inaugurację imprezy po dogrywce przegrali z Łotwą 4:5. Następnie lepsi okazywali się Szwedzi (1:4), Francuzi (2:4), Słowacy (0:4) i ostatnio Amerykanie. Murray najbardziej żałuje przegranej z Trójkolorowymi.

- Wracając myślami do meczu z Francją, widać było, że się męczymy. Chcielibyśmy zagrać lepiej, ale wiemy, że walka będzie pomiędzy nami, Francją a Kazachstanem. Mamy przed sobą jeszcze dwa mecze, musimy jeden z nich wygrać - powiedział bramkarz reprezentacji Polski.

Kolejny mecz podczas mistrzostw świata hokejowej elity nasza reprezentacja rozegra już w sobotę. Polacy zmierzą się wówczas z Niemcami. Początek o godzinie 16:20. Z kolei potyczka z Kazachstanem została zaplanowana na 20 maja.

Dodajmy, że Polska, by pozostać w elicie, musi zając minimum siódme miejsce w tabeli. Obecnie Biało-Czerwoni plasują się na ósmej, ostatniej pozycji.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty