Igrzyska bez Polaków? Wizerunkowa klęska tej kadry o krok

Getty Images / Na zdjęciu: Weronika Zielińska-Stubińska
Getty Images / Na zdjęciu: Weronika Zielińska-Stubińska

Jeszcze 12 lat temu było złoto i w sumie trzy medale. Pół wieku startowaliśmy na igrzyskach. Tymczasem do Paryża może w ogóle nie pojechać reprezentacja ciężarów.

34 medale, w tym sześć złotych. W historii igrzysk olimpijskich tylko lekkoatletyka i boks przyniosły Polsce więcej krążków niż podnoszenie ciężarów. Jeszcze w 2012 roku w Londynie nasi sztangiści trzykrotnie stawali na podium, w tym raz na jego najwyższym stopniu. Przez 56 lat nasi ciężarowcy przywozili medal z każdych igrzysk.

Niestety, jest bardzo prawdopodobne, że na tegorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu nie zobaczymy ani jednego reprezentanta Polski w tej dyscyplinie. Byłby to pierwszy taki przypadek od... 1948 roku.

Wicemistrz świata w podnoszeniu ciężarów Mariusz Jędra mówił Interii, że będzie to dla polskiego podnoszenia ciężarów gwóźdź do trumny.

Ciężary sztangistów

Już wiadomo, że na igrzyska do Paryża nie uda się żaden sztangista. Ostatnią szansą dla męskiej kadry był występ Arseja Kasabijewa na Pucharze Świata w Phuket w Tajlandii. Niestety, 36-latek nie zaliczył już pierwszej próby w rwaniu, a wkrótce został wycofany z dalszej rywalizacji z powodu kontuzji.

Pozostali reprezentanci Polski już wcześniej stracili szansę na udział w najważniejszej imprezie od 2021 roku. Piotr Kudłaszyk nie zaliczył żadnej próby w podrzucie i w ogóle nie został sklasyfikowany w dwuboju.

ZOBACZ WIDEO: Jan Bednarek nie zachwycił. Meczem z Walią oddalił się od pierwszego składu reprezentacji?

W Phuket kwalifikacji nie udało się wywalczyć także Weronice Zielińskiej-Stubińskiej. Tegoroczna mistrzyni Europy, startująca w kat. 81 kg, wynikiem 241 kg (110 + 131) w dwuboju zajęła 10. miejsce.

W tym momencie Polka klasyfikuje się na 14. pozycji w rankingu IWF. Do Paryża pojedzie jednak tylko "10" najlepszych zawodniczek z tego zestawienia, a kolejne dwie zawodniczki zostaną dowołane na postawie specjalnych regulaminów IWF.

Nadzieja w sztangistce

Każda z reprezentacji może wystawić maksymalnie trzy kobiety i trzech mężczyzn (w 10 kategoriach wagowych) i ten limit jest szansą dla Polki. Może się okazać, że do awansu wystarczy miejsce tuż poza czołową "10".

Nasza reprezentantka musi liczyć na łut szczęścia. I to ona jest jedyną szansą, by polskie ciężary nie zaliczyły wizerunkowej klęski. Tak bowiem trzeba byłoby nazwać naszą całkowitą nieobecność na igrzyskach olimpijskich w tej dyscyplinie.

Chichotem historii jest fakt, że szansą na uratowanie honoru Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów jest zawodniczka, która... do niedawna pozostawała w konflikcie z jego władzami.

"Nie mam zaufania do trenera"

Przed rokiem PZPC nie chciał wysłać swojej najlepszej zawodniczki na mistrzostwa świata. Powód?

- Byłam skreślona, ponieważ robię doktorat, a związek wymagał bezwzględnego podporządkowania ich programowi. Zabrakło komunikacji. Do tego dorabiam sobie, prowadzę w przedszkolu zajęcia dla dzieci i czasem treningi personalne. Im to nie pasowało i chcieli, bym jeździła na kadrę i była podporządkowana trenerowi reprezentacji - mówiła niedawno w rozmowie z WP SportoweFakty.

W wywiadzie (WIĘCEJ TUTAJ) sztangistka wyznała, że nie ma dobrych relacji z trenerem kadry Antonim Czerniakiem.

- Nie miałam nigdy zaufania do trenera Czerniaka i to zawodnik powinien wybierać, z kim chce pracować. Szkoleniowiec nie powinien mieć możliwości przywłaszczenia sobie zawodnika. Po nagłośnieniu sprawy w mediach udało się pojechać na MŚ i zajęłam szóste miejsce. Teraz zdobyłam złoto mistrzostw Europy. Nie wszyscy wierzyli, ale chyba jakiś tam potencjał mam - dodawała.

Czerniak, którego wspomniany Mariusz Jędra ocenia jako człowieka, który "nigdy nie powinien być odpowiedzialnym za tworzenie reprezentacji Polski".
 
 - Weronika to mądra i inteligentna dziewczyna, która robi doktorat. Potrzebowała indywidualnej ścieżki, zwykłej, ludzkiej rozmowy. Siada trener kadry, siadają jej trenerzy i dogadują przygotowania go igrzysk olimpijskich. Popełniono tam wiele błędów. W mojej opinii ten pan nie nadaje się do tego, aby tworzyć tę kadrę. Ten pan nie dotknął sztangi, nie miał na sobie nawet kilograma - mówił na łamach "Gazety Wrocławskiej" Jędra, który prezesem PZPC był do 2021 roku.

Jak bronił się trener? W sprawie nieporozumień ws. Zielińskiej-Stubińskiej odpowiadał:

- Ministerstwo wymaga od nas, by reprezentanci kraju byli objęci szkoleniem centralnym, a nie klubowym. Dlatego nie mogę pozwolić, by Weronika, czy jakakolwiek inna zawodniczka nie przyjeżdżała na zgrupowania, a tych mamy całkiem sporo. Dlatego zaproponowałem jej, by wzięła na uczelni urlop dziekański.

Kryzys trwa od lat

Sytuacja dot. Zielińskiej-Stubińskiej to tylko papierek lakmusowy polskich ciężarów, który wpadł w kryzys w 2016 roku, gdy podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro Adrian i Tomasz Zielińscy zostali zdyskwalifikowani za zażywanie środków dopingujących (nandrolonu).

Zaraz po tym skandalu z funkcji prezesa PZPC zrezygnował Szymon Kołecki. Proszony przez nas o komentarz ws. fatalnej sytuacji swojej dyscypliny nie odpowiedział.

Trzy lata temu do Tokio poleciała trójka reprezentantów Polski - Arkadiusz Michalski i Bartłomiej Adamus. Zajęli siódme lokaty w swoich kategoriach wagowych. Joanna Łochowska zakończyła rywalizację na 10. miejscu.

Kto by wtedy przypuszczał, że za takimi wynikami będziemy jeszcze tęsknić?

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty