Igrzyska olimpijskie Tokio 2020 zostały przełożone na 2021 rok ze względu na pandemię związaną z koronawirusem. Minął rok, impreza coraz bliżej, a problemów związanych z COVID-19 wcale nie ubywa.
Najwięcej rozmów tyczy się oczywiście wpuszczenia na obiekty fanów. Do otwarcia imprezy pozostały trzy tygodnie, a ta kwestia nadal nie jest rozstrzygnięta.
Wiadomo jedno. Jeżeli fani finalnie będą mogli pojawić się na obiektach, to będą to jedynie fani miejscowi - zagraniczni kibice dostali zakaz już dużo wcześniej.
ZOBACZ WIDEO: Adam Kszczot zdradził plany na przyszłość. "Wracamy do wielkiego sportu na całym świecie"
Teraz jednak zaczęto się spekulować czy nie zmniejszyć liczby fanów, którzy mogliby śledzić na żywo sportowe wydarzenia podczas "Tokio 2020". Czarny scenariusz z kolei zakłada nawet, że trybuny mogą zostać zamknięte całkowicie! Tego nie wyklucza rząd Japonii.
Dlaczego w ogóle nadal są prowadzone dyskusje na ten temat? W Japonii zaczęła rosnąć liczba ludzi zakażonych COVID-19. To sprawiło, że na rządzących zaczęto wywierać jeszcze większą presję. Zresztą Japończycy są zdania, że impreza ponownie powinna zostać przełożona.
- Wyraźnie stwierdzam, że brak widzów jest możliwy - powiedział w czwartek premier Yoshihide Suga, cytowany przez "CBS".
W Japonii z dnia na dzień przyspiesza system szczepień, ale jednocześnie rośnie też liczba zakażonych. Ta sytuacja dotyczy przede wszystkim Tokio. Trzeba dodać, że w niektórych miejsca kraju od kilkunastu tygodni są nałożone specjalne restrykcje, ale to nie wyhamowało kolejnej fali zakażeń.
Jeśli stan wyjątkowy w Tokio nie zostanie zniesiony do 11 lipca, to obecny plan, który pozwoli maksymalnie 10 tysięcy japońskich kibiców wejść na igrzyska, może zostać zredukowany o połowę lub... trybuny po prostu zostaną dla nich zamknięte.
Zobacz także:
Maja Włoszczowska jedzie do Tokio po trzeci medal olimpijski. "Trzymam kciuki za słońce"
Rosjanie na igrzyskach bez wielkiej gwiazdy. Tuomas Sammelvuo wybrał czternastoosobową kadrę